wtorek, 12 marca 2024

Od Haru CD Daisuke

 Po nakarmieniu mojego ślicznego panicza ucałowałem jego policzek, zbierając puste naczynia, które mogłem zabrać, zanosząc do kuchni, gdzie służba mogła je umyć, pozwalając mi wrócić do mojego panicza, który wciąż był na mnie zły za to, co mu wczoraj zrobiłem. No wiem, trochę mnie poniosło i nie powinienem się tak do końca zachować, no ale co zrobić, teraz już na to za późno.
Daisuke zakopał się pod kołdrą, dziwnie się zachowując, on naprawdę za bardzo się tym przejmował, przecież nikt go tu nie miał zamiaru oceniać, przecież nie od tego tutaj są.
- Wszystko w porządku? - Zapytałem, mimo że podejrzewałem coś zupełnie innego, mój panicz uwielbiał dramatyzować, a ja nie miałem pojęcia, dlaczego tak właśnie jest.
- Daj mi spokój - Burknął, nawet nie racząc na mnie spojrzeć, no cóż, jakoś to przeżyje, dam mu spokój, niech ochłonie, a gdy już tak się stanie, wszystko będzie tak, jak być powinno.
- No dobrze, już dobrze dam ci spokój - Odpuściłem, schodząc z łóżka, musząc się sobą zająć, nim znów mój panicz zacznie, że mną rozmawiać.
Tak więc cały dzień sobie czytałem, robiłem posiłki i ciepłe herbaty mojemu narzeczonemu, który przez cały dzień nie chciał ze mną rozmawiać, a ja dawałem mu spokój, do niczego nie chcąc go zmuszać.
Tak właśnie minęły mi dwa następne wolne dniu, panicz się do mnie nie odzywał, a ja nie próbowałem go do niczego zmuszać, przynajmniej tak było lepiej dla niego i dla mnie samego.
Nadszedł jednak dzień mojego powrotu do pracy, co jak zawsze było dla mnie bardzo trudne, jak ja nienawidziłem pracować, najchętniej bym się zwolnił, spędzając całe dnie z moim paniczem, niestety tak żyć nie mogę, muszę coś robić, aby się nie nudzić, muszę coś robić, aby nie siedzieć mu na głowie całymi dniami, tak być w końcu nie może.
Mimo niechęci podniosłem się z łóżka, przygotowałem do pracy, a nawet zszedłem do kuchni, gdzie przygotowałem śniadanie nie tylko sobie, ale i mojemu paniczowi, który nie miał zamiaru wstawać z łóżka, nie mówiąc już o wyjściu z pokoju, no nic, chociaż zje, gdy będzie już głodny.
- Gdzie idziesz? - Wyszeptał cicho, podnosząc się do siadu, przecierając zaspane oczy.
- Idę do pracy, przygotowałem ci śniadanie i gorącą herbatę - Odpowiedziałem, uśmiechając się do niego łagodnie, podchodząc bliżej, aby ucałować jego czoło.
- To już, koniec wolnego? - Wydukał, brzmiał już trochę lepiej, ale wciąż nie perfekcyjnie, na szczęście to mu przejdzie, jeszcze tylko trochę.
- Niestety tak, będę później - Porzegnałem się z moim narzeczonym, który pierwszy raz od tamtego feralnego dnia się do mnie odezwał, a przyznam, to całkiem miła odmiana, mogąc znów go usłyszeć, nawet jeśli mówi do mnie tym zachrypiały głosem.
Do pracy zabrałem mojego pieska, który zawsze był moim wsparciem, w razie jakieś gorszej sytuacji potrafił mnie obronić lub odpowiednio wcześnie poinformować o niebezpieczeństwie. Najlepszy kompan jakiegokolwiek miałem.
W pracy miałem naprawdę sporo pracy aż ciężko było mi zająć się wszystkim na raz, mój szef naprawdę bardzo chciał mnie męczyć, ciekawe czy to zemsta za długie wolne, nie ważne, jakoś sobie z tym poradzę, cały dzień pracy, trochę tego się nie spodziewałem, ale dam radę nie mając zresztą wyboru.

<Paniczu? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz