Co jak co, ale chciałem dzień dzisiejszy trochę sobie wykorzystać na odpoczynek, zwłaszcza, że znów idę wieczorem do pracy. A kiedy Miki był obok, tak fajnie mi się spało, tak przyjemnie, tak miło... chciałem to wykorzystać maksymalnie, jak tylko mogłem, zwłaszcza, że już od jutra tak dobrze mieć nie będę. I Miki w sumie też nie, więc byłoby dobrze, gdybyśmy oboje na tym skorzystali. I jeszcze wczoraj tak późno dzieci poszły spać, więc dzisiaj i one dłużej w łóżku poleżeć mogą... dzień idealny na lenistwo i dla nich, i dla nas. Dlatego trzeba wykorzystać go do końca.
Jak szybko się przebudziłem, tak szybko znów zasnąłem. Jak sobie pomyślałem, że mam później iść do pracy i znów targać te ciężkie skrzynie, albo stać i pilnować, by się nikt niepożądany przy magazynie nie kręcił, to od razu się jakiś taki bardziej senny robiłem. Także mocno przytuliłem do siebie Mikleo, by mi nigdzie nie uciekł. W końcu, nic do roboty nie było, wczoraj wszystko posprzątałem, dzieci spały, zwierzaki na noc dostały, także jak dzisiaj dostaną jedzonko nieco później, to im się nic nie stanie. I jak Miki troszkę sobie poleży, też się mu nic nie stanie.
Następnym razem obudziłem się znacznie później, kiedy już do nas dzieci przyszły i wybudziły nas, skacząc po łóżku. Swoją drogą, nie tylko dzieci tu były, ale i wszystkie zwierzaki. Mój panie, całkiem dużo tych zwierzaków żeśmy mieli. Na co dzień tego nie zauważałem, ponieważ nigdy chyba się tak nie zebrały wszystkie razem w jednym pomieszczeniu. Zawsze kręcił się przy nas Lucky i Śnieżka, bo już starsze były i znacznie bardziej doceniały miękkie posłania oraz ciepełko domu, no i Kluska też bardzo często była w domu, ale zazwyczaj schowana gdzieś po kątach, by sobie spokojnie spać, no ale Wąsik i Muffinka były kotkami aktywnymi i dużo czasu spędzały na zewnątrz, no chyba, że pogoda była paskudna.
- Tato, wstawaj! - usłyszałem dzieciaki, kiedy tylko ledwo otworzyłem oczy. I od razu miałem ochotę je zamknąć. Przecież spałem tak mało... mógłbym przespać jeszcze drugie tyle, i by mi było mało. A pamiętam czasy, kiedy w sumie snu nie trzeba mi wiele było, i to ja musiałem czekać na to, aż wstanie Miki, a teraz jest odwrotnie.
- Pięć minutek, dzieciaki - wymamrotałem, zakrywając twarz poduszką.
Dzieci jednak nie za bardzo chciały mnie słuchać, w końcu dzisiaj obiecałem im spacer. I naukę czytania. I lemoniadę. I chcąc mnie pospieszyć jedno z nich skoczyło na moje plecy, co takie trochę bolesne było. Ale za to jakie skuteczne. Po tym to ja się podniosłem od razu, ale z niemałym bólem pleców. I to jeszcze Hana skakała, a Hana chyba trochę mniej ważyła od jej brata, chociaż... oboje tak dosyć niewiele ważyli, to pewnie po Mikim, bo Miki strasznie leciutki był.
- Już wstaję - bąknąłem, kiedy Mikleo ściągnął ze mnie dziewczynkę.
- Wszystko w porządku? - spytał mój mąż patrząc na moją skrzywioną minę.
- Tylko mnie plecy bolą, trochę jednak nasze dzieci ważą - odparłem, siląc się na uśmiech. W końcu, to nie był jakiś wielki ból, poruszam się trochę i będzie ze mną lepiej. Ale tak fajnie się spało... - To co tam mamy do roboty, śniadanie i lemoniada? - zapytałem, rozciągając zastygłe mięśnie. Najwyższa pora się ogarnąć...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz