Kątem oka od razu dostrzegłem, że mój panicz przegląda się w lustrze, starając się coś w sobie poprawić, a po co? Przecież wygląda naprawdę dobrze, z resztą zawsze wygląda bardzo dobrze, takie jest moje zdanie i go nigdy nie zmienię.
- Coś nie tak? Wpatrujesz się w lustro, jak gdybyś coś tam widział - Zauważyłem, jedząc swoje śniadanie, które musi nam wystarczyć na drogę, bo szczerze nie wiem, jak to będzie wyglądało z obiadem, który może zjemy a może nie, tego nie wie nikt, to dopiero się okaże w drodze.
- Ja cały jestem, nie tak jak powinienem wyglądać, nie jestem za bardzo korzystny grzywka nie taka, twarz też nie taka, nic mi nie pasuje w moim wyglądzie, jestem dziś nie taki - Mruknął, poprawiając swoje włosy, oczywiście jak zawsze musiał na coś ponarzekać. Jak nie na siebie to na coś wokół niego, po prostu taki już jest i nic nie da się z tym poradzić.
- Wyglądasz pięknie- Zapewniłem go, mając nadzieję, że chociaż to poprawi jego nastrój, kończąc powoli swoje śniadanie, po którym ruszymy w drogę.
- Tak oczywiście, możesz tak okłamywać siebie ale na pewno nie mnie - A on znów swoje, to trochę tak jakbym gadał do ściany, która i tak mnie, nie słucha.
Nie skomentowałem tego, kończąc posiłek, wstając od stołu.
- Już zjadłem, możemy już jechać - Odezwałem się, zabierając talerze, które miałem zamiar zabrać do kuchni gospodarza.
- Cudownie, w takim razie ruszajmy - Zarządził, biorąc swoje rzeczy, wychodząc z pokoju, co i ja uczyniłem, zamykając za sobą drzwi pokoju, kierując się do gospodarza, któremu oddaliśmy talerze, mój panicz zamienił z nim kilka słowa, żegnając się z nim i z tym miejscem ruszając do stajni po konie, które czekały na nas i na przygotowywanie ich do drogi.
Konie udało nam się przygotować, po kilku minutach mogąc ruszać w drogę do domu, gdzie było wszystko, czego nam potrzeba.
Droga powrotną zajęła cały dzień tak jak i droga prowadząca do gospody, a więc nie mieliśmy żadnych opóźnień, znajdując się wczesnym wieczorem w rezydencji, mojego panicza gdzie nareszcie było cicho, spokojnie i co najważniejsze nie było tam Kaito, a to właśnie jego nie chce widzieć.
- Jak dobrze już w domu być - Odetchnąłem, zeskakując z siodła, mając już dość na dziś jazdy.
- A co aż tak ci się źle było? - Zapytał, rozbawiony Daisuke zerkając na mnie.
- Nie, było bardzo fajnie, ale boli mnie już tyłek od tej jazdy - Przyznałem, zdejmując z klaczy siodło, drapiąc ją za uchem.
- Jesteś za delikatny, tyle ci powiem - Na jego słowa prychnąłem cicho, oczywiście jestem za delikatny, niech on uważa, bo jeszcze zobaczy, kto tu jest delikatny.
Nie mówiąc nic, zająłem się Rain, zamykając ją w boksie, mogąc skierować się do rezydencji, gdzie było tak przyjemnie i to łóżko mojego panicza och ono było najlepsze.
- Co chcesz zjeść? - Zapytał, od razu, gdy tylko zjawiliśmy się w pokoju.
- Wszystko mi jedno, chętniej bym napił się czegoś ciepłego i myślę, że ty też na pewno zmarzłeś po naszej podróży - Wyznałem, odwracając się w jego stronę.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz