Zmęczony po dzisiejszej nocce spało mi się dzisiaj wyjątkowo dobrze. Z powodu dzisiejszej dostawy troszkę dzisiaj sobie rundek pochodziłem, by zanieść skrzynie w odpowiednie miejsca i za to, że tak szybko się uwinąłem, mogłem wrócić wcześniej do domu, i to aż całą godzinę. Miłe ze strony mojego szefa, ale z drugiej strony, co tam miałem przez tę godzinę robić, skoro całą pracę udało mi się wykonać? Znaczy, coś tam by się znalazło jeszcze, mógłbym pomóc moim kolegom, no ale muszę przyznać, jakoś nie miałem na to wielkiej ochoty. Nikt mnie tam nie zachęcił do zawarcia ze sobą znajomości. Przychodzimy tam, by wyrobić daną normę i wracamy do domu. Zresztą, ja nie miałem głowy do takich rzeczy. Mam Mikiego, mam dzieci, kilku przyjaciół, i mi to nawet wystarcza. Jak chcę pogadać, to sobie pogadam z Mikim. Albo z psem. Co jak co, ale Lucky jest bardzo wdzięcznym słuchaczem.
W końcu jednak obudziłem się, bo chyba czegoś mi brakowało. Albo raczej kogoś. A mianowicie, mojego Mikiego. Gdzie był mój Miki? Nie powinien odpoczywać ze mną? Pewnie poszedł się ogarniać, by iść po dzieci. A może bym poszedł z nim? Powinienem w końcu powoli uczyć się tego, gdzie się ta cała ich szkoła znajduje. Najwyższa pora w końcu nauczyć się jej położenia. Tylko jakoś tak... nie jest za ciemno? Nasze dzieci kończą przecież wcześnie, a jest już późne popołudnie.. czemu więc Miki mnie nie budził? Powinien. Znaczy, w sumie go nie prosiłem, by mnie budził, ale myślałem, że to jasne, by mnie budzić, kiedy idzie po dzieci. Wygląda, że muszę mu o tym powiedzieć tak prosto, by nie było żadnych wątpliwości.
Podniosłem się niechętnie z łóżka i przetarłem zmęczone oczy. Spałem długo, nawet bardzo długo, a mimo tego dalej byłem zmęczony. Ja to naprawdę mam problem ze snem, potrzebuję go za długo i nic z tym nie mogę zrobić. Myślałem, że jak się przemęczę ten tydzień, to w końcu mi się uda przyzwyczaić do mniejszej ilości snu, ale jakoś tak nie do końca mi to wyszło. Może po prostu potrzebuję jeszcze dłuższej chwili na przystosowanie? Oby tak, bo ja nie wiem, jak ja sobie dam radę. Po chwili siedzenia na łóżku wstałem i zszedłem na dół w poszukiwaniu mojej rodziny, która cała znajdowała się w salonie.
- Tata! – krzyknęły zadowolone dzieciaki, wstając z dywanu i podbiegając do mnie i przytulając się do moich nóg, co tak trochę mnie zaskoczyło. Jeszcze tak odrobinkę byłem zaspany i zamroczony, więc wszystko to, co się dzieje wokół mnie, dociera do mojej zamroczonej głowy z pewnym opóźnieniem.
- No już, dajcie tacie odetchnąć – odezwał się spokojnie Miki, także podnosząc się z podłogi.
- Mnie? Ja odetchnąłem. I to nawet za długo odetchnąłem – przyznałem, zerkając a zegar. Tak, spałem za długo, a Miki za mało, no ale on oczywiście tego nie przyzna. – W szkole wszystko w porządku? – dopytałem, już teraz zwracając się do dzieci, gładząc je po tych niesfornych włoskach.
- Tak, było bardzo fajnie. Pójdziemy na spacer? Pani powiedziała, że należy spędzać dużo czasu na dworze – poprosiła ładnie Hana, na co zamrugałem kilkukrotnie oczami, powoli to do siebie przyswajając.
- Nie wiem. Miki, możemy pójść na spacer? – zapytałem, zwracając się do Mikiego, bo jego zdanie było najważniejsze.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz