niedziela, 10 marca 2024

Od Mikleo CD Soreya

Ten pomysł naprawdę mi się spodobał, bardzo chciałem pójść nad jezioro, ostatnio czując, że mi tego brakuje, co prawda nie tylko tego, ale i to było w sporej mierze mi potrzebne, abym zaznał szczęścia.
- Jeśli tylko dzieci będą chciały pójdziemy, ja sam od siebie nie mam nic przeciwko temu - Przyznałem, uśmiechając się przy tym łagodnie, w końcu nie chciałem do niczego dzieci zmuszać, a więc wszystko od nich zależało.
- A jeśli nie to wiesz, zawsze możesz pójść sam, na pewno przyda ci się trochę kontaktu z wodą - Oznajmił, na co zareagowałem lekkim zniesmaczeniem, nie wiem, dla czego ale nie chciałem tam pójść, to znaczy chciałem, nawet bardzo tego chciałem jednak nie sam, nie w tej chwili, ostatnimi czasy za dużo jestem sam, a tego nie lubi nikt z nas, to znaczy kiedyś lubiłem, ale teraz, teraz nie chce być sam, to mnie przytłacza i to bardziej niż mógłbym się tego spodziewać.
- Nie, sam nie chce, nie lubię chodzić sam nad jezioro, to nie jest za grosz przyjemne, jak mam odpoczywać, gdy nie mam was blisko siebie? Oj nie, jeśli dzieci nie będą chciały, to zostaniemy w domu, tu też może być fajnie - Zapewniłem go, uśmiechając się przy tym bardzo łagodnie, w duchu mając nadzieję, że jednak pójdziemy na dwór, nie chciałbym spędzić całego dnia w domu, jeśli nie zajdzie taka potrzeba.
- W takim razie to się jeszcze przemyśli - Zapewnił mnie, chcąc coś jeszcze powiedzieć, jednak nasze głośne dzieci wbiegły do kuchni, głodno dając o sobie znać.
- Dzień dobry maluchy - Zwróciłem się do maluchów, które przywitały się ze mną, schodząc na krzesła, patrząc na stół.
- A gdzie śniadanie? - Zapytały nasze dzieci, rozglądając się po kuchni.
- Zaraz będzie, tylko proszę, powiedzcie mi, co chcecie zjeść? - Odpowiedział, zadając jednocześnie ważne pytanie.
- Naleśniki - To było bardzo logiczne, nasze dzieci bardzo często chcą naleśniki. A więc to było logiczne, że tego będą chciały, ale skoro mój mąż stwierdził, że to on będzie robił śniadanie, to ja broń boże się nic nie odzywałem.
Sorey od razu zabrał się do pracy, gdy ja zacząłem rozmarzać z naszymi dziećmi o szkole i innych sprawach z nimi związanych.
Nasze maluchy bardzo cieszyły się z chodzenia do szkoły i bardzo, ale to bardzo pozytywnie o niej opowiadały, widać było, że szkoła im się podobała, a więc mam nadzieję, że mój mąż w końcu się uspokoi, przestając się tak martwić o nasze dzieci, które są bezpieczne w szkole i co najważniejsze, lubią do niej chodzić.
Nasze maluchy dość szybko dostały naleśniki i bardzo chętnie je zjadły, uciekając do salonu, gdzie zaczęły się bawić.
- Dzieci idziemy na dwór? - Sorey po umyciu naczyń poszedł do salonu, gdzie bawiły się dzieci.
- Tak!.. - Krzyknęły radośnie, rzucając wszystkie zabawki, które trzymały w rękach, biegnąc do przedpokoju, chcąc już wyjść z domu, zapominając o pewnej istotnej dosyć sprawie..
- Hej, a kto tu posprząta? - Tym razem odezwałem się ja, wchodząc do salonu.
- Ale mamo.. - Jęknęły pełne niezadowolenia.
- Nie ma, ale, no już szybciutko, dopóki nie posprzątacie, nigdzie nie wyjdziemy - Nasze dzieci coś tam jeszcze jęczały cicho, w końcu ruszyły grzecznie z powrotem do salonu, gdzie zabrały się za sprzątanie swoich zabawek, gdy my pilnowaliśmy, aby na pewno wszystko porządnie posprzątały.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz