poniedziałek, 11 marca 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nie zamierzałem tak łatwo się poddawać, w końcu tu chodziło o dobro mojego najdroższego męża. Chciałem dobrze dla niego i chciałem, by wypoczął, a on tylko sobie życie utrudnia. I jak się będzie czuł, jak zacznie pracę? Martwię się o to strasznie. Teraz ledwo dawał sobie radę, bo strasznie mało sypiał, kiedy ja pracowałem, i mi wmawiał, że ja zmęczony chodzę. Znaczy się, chodzę zmęczony, albo raczej chodziłem, jak sobie sypiałem te cztery, pięć godzin dziennie, ale nie zmieniało to faktu, że on też był zmęczony. I to nawet bardziej ode mnie, bo więcej roboty wykonywał tutaj w domu. Ja zawsze się mu staram pomóc, no ale szanujmy się, ja jak czasem pomagam, to bardziej przeszkadzam, niż pomagam. Poza tym, i tak jak już pomagałem, no to bardziej przy dzieciach, bawiąc się z nimi i jakoś starając się za nimi nadążyć, bo strasznie takie żywiołowe były, i to zarówno Hana, jak i Haru. Skąd one czerpały tyle energii? Nawet jak ja wyspany byłem, to i tak nie byłem tak żywiołowy. Mój Miki... w sumie, niby się taki spokojny wydawał, ale jak to się mówi, cicha woda brzegi rwie, i on momentami potrafił być taką bardzo burzliwą rzeką. 
- Ale ja ci chcę tylko pomóc, dać ci możliwość do odpoczęcia, sprawić ci przyjemność... a ty robisz wszystko tak, by te moje starania przykryć - odpowiedziałem z lekkim smutkiem, wszystkie te garnki, które wykorzystaliśmy do przygotowania obiadu, wkładając do zlewu. Zaraz się oczywiście zabiorę za zmywanie, wpierw trzeba nałożyć naszym najukochańszym dzieciom obiad. 
- Ja robię po prostu to, na co mam ochotę i siłę - odparł spokojnie, nakładając dzieciom obiad i wołając je do stołu. 
- I przez to później nie będziesz miał siły i ochoty na nic, bo będziesz zmęczony - zauważyłem, nalewając do szklanek wcześniej przygotowanej lemoniady, którą następnie podałem Mikleo, by ją schłodził. 
- Tego nie wiesz. Sorey, skarbie, nie musisz się tak o mnie martwić, ja naprawdę wiem, jak się sobą zająć - odpowiedział Miki, podchodząc do mnie, by ucałować w linię żuchwy, bo tylko do niej dosięgał, kiedy nie stał na palcach. A to, że taki malutki był, akurat słodziutkie było strasznie. Wszystko, co małe, słodkie jest strasznie. I mój Miki idealnie to obrazuje. 
- A pamiętasz, jak się skończyła twoja praca w szpitalu? Dobrze, że zareagowałem w porę, bo by cię tam wykończyli - bąknąłem zły, delikatnie pusząc policzki. 
- I dziękuję ci za to niezmiernie - odpowiedział, uśmiechając się ciepło. - Ręce umyte? To dobrze, siadajcie i smacznego. 
- A poczytacie nam później? - zapytała Hana, jak zwykle biorąc sprawy w swoje ręce. Haru jednak się wydawał ten pomysł podzielać, dlatego już w to nie wchodziłem, ale muszę sobie zapamiętać, by reagować, kiedy Haru ewidentnie będzie chciał co innego. 
- A może zaczniemy was uczyć czytać, co? Wtedy sobie będziecie czytać kiedy chcecie i co chcecie. I zaskoczycie panią w szkole - zaproponowałem, nie uważając tego za taki zły pomysł. 
- Ale jak się nauczymy, to wtedy nie będziecie nam czytać - zauważyła Hana. 
- W jedno popołudnie się czytać nie nauczycie, więc na pewno nie raz wam jeszcze będziemy czytać, a poza tym nie oznacza to, że już nie będziemy wam czytać. Mama umie czytać i już nie raz jej czytałem do snu, prawda, Miki? - uspokoiłem dzieci mając nadzieję, że przykład mamy im wystarczy. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz