Naprawdę minął miesiąc? Ale jak to minął miesiąc, kiedy minął miesiąc? Przecież... nie no, nie mógł minąć miesiąc, bo gdyby to był miesiąc, to by mi już tak trochę odbijało, ja to przecież znacznie częściej niż mój Miki potrzebowałem seksu, i jak potrzebuję seksu, to zawsze znajdę czas, chęć i sposobność, by móc nadrobić nasze zaległości, ale teraz jakoś tak sam nie wiem. Czas ciężko było znaleźć, bo trzeba było spać, pracować i się dziećmi zająć, chęci też tak w sumie nie miałem, bo jak było mało czasu, to i chęci brak, no i sposobność też trudno było znaleźć. W nocy się pracowało, jak wrócę z pracy idę spać, a i Miki od jutra będzie pracować, to już w ogóle tych sposobności nie będzie... ale będę musiał się tym zainteresować, bo to, że ja nie mam ochoty, nie oznacza, że mój Miki nie ma ochoty, bo ewidentnie miał. I teraz już o tym wiem, i coś z tym zrobię w najbliższym czasie. I chyba najbliższy taki czas to weekend, kiedy dzieci będą spać.
Nie chcąc już przeszkadzać Mikleo w odpoczynku poszedłem do pracy, w której w sumie nie działo się nic nowego, no ale taka to już praca. Tego w sumie chciałem, bo gdybym tak miał za każdym razem co innego robić, to bym się pogubił. Dzisiejsze skrzynie, które musiałem poprzenosić, były wyjątkowo ciężkie, nawet jak dla mnie, a ja przecież dosyć silny bylem. A przynajmniej na pewno byłem silniejszy od takiego przeciętnego człowieka; podczas kiedy moi współpracownicy czasem musieli we dwóch niektóre skrzynie przenosić, tak ja dawałem sobie radę sam. Chyba, że były za szerokie, no to takich po prostu nie dało się wygodnie złapać i potrzeba było kogoś jeszcze.
Po takim noszeniu ciężarów do domu wróciłem taki trochę obolały i strasznie zmęczony. Akurat zastałem moich najbliższych w kuchni, jedzących śniadanie przed wyjściem. Dzieci, jak to nasze dzieci, strasznie wesołe były i nie mogły doczekać się pójścia do szkoły. Może jednak ta szkoła nie była taka zła? Chociaż, troszkę chyba za wcześnie, by to stwierdzić. Dopiero tydzień minął, wszyscy się dopiero poznają, te prawdziwe charaktery jeszcze się nie ukazały, może nikt jeszcze nie wie, że nasze dzieci mają takie niezwykłe moce, i nawet trochę niebezpieczne moce... chyba lepiej dalej pozostać czujnym w temacie szkoły.
- Tata! - przywitały mnie dzieci, kiedy tylko pojawiłem się w kuchni. Oczywiście ja też się z nimi przywitałem i poczochrałem je po włosach, bo i tak jeszcze nie były uczesane. - Odprowadzisz nas dzisiaj do szkoły?
- Wiesz, księżniczko, zmęczony trochę jestem, przenosiłem dzisiaj bardzo ciężkie rzeczy i tak trochę siły nie mam. Może jutro będę się lepiej czuł, to was odprowadzę - wyjaśniłem jej, uśmiechając się delikatnie.
- A uczeszesz mnie do szkoły? - dopytała nasza córeczka, brzmiąc na troszkę zawiedzioną. Cóż, z chęcią bym ich odprowadził, owszem, ale na dzisiaj miałem dosyć. Wyciągnąłbym się w łóżku i zapomniał o wszystkim. Jutro może będzie lepiej.
- Oczywiście, warkoczyki mogą być? - zaproponowałem, chcąc jej to jakoś wynagrodzić, na co dziewczynka pokiwała energicznie głową. - A ty, Owieczko? Też cię uczesać? Jak ci się spało? Wypoczęty? - zapytałem, podchodząc do Mikleo i całując go w policzek mając nadzieję, że beze mnie spało się mu bardzo dobrze.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz