To była dla mnie nowość. Z reguły taki wieczór kawalerski jest przyjemną atrakcją dla mężczyzn, z tego co widziałem. I bardzo lubią tę tradycję. Ja trochę jej nie rozumiałem. Jedyne, co się zmieni po naszym ślubie, to jego nazwisko. Oraz stan pieniędzy, których będzie miał niebotycznie dużo. To takie chyba największe zmiany były. Niby takie drobne, a dla mnie bardzo ważne, ponieważ dzięki temu Haru będzie bardziej ze mną związany, i będę mógł lepiej o niego zadbać. I nie będę miał problemu, jeżeli sobie na ten wieczór kawalerski pójdzie, niech się bawi, byleby mnie nie zdradzał, nie spóźnił się na ślub i był żywy. To są chyba w porządku wymagania.
- Nie spędzałbyś ze mną czasu, bo byś przecież pomagał kucharzom. I piekł tort. Razem czas byśmy spędzili dopiero w łóżku, kiedy byśmy się położyli spać, tak więc lepiej dla ciebie by było, gdybyś tak sobie poszedł na ten wieczór. Odpocząłbyś sobie trochę – wyjaśniłem, zakreślając na liście to, co zrobiliśmy i ustaliliśmy.
- No dobrze, a co z tobą? Też jesteś kawalerem, też więc powinieneś taki wieczór mieć – odpowiedział, tak odrobinkę niezadowolony. Naprawdę nie chciał mieć wieczoru kawalerskiego? Od zawsze wiedziałem, że on taki trochę dziwny jest, no ale mi to tak niezbyt przeszkadza. Zaakceptowałem to, bo tylko to mogłem uczynić. I już nawet trochę przywykłem.
- I będę miał. Jak już będę miał pewność, że wszystko jest idealnie zaplanowane, wrócę do swojego pokoju, naleję wina, wezmę sobie kąpiel i pójdę spać. To ma być mój wieczór – odpowiedziałem, odsuwając od siebie listę i jeszcze raz uważnie ją przejrzałem. Czy to jest wszystko? Tak mi się wydaje... cóż, teraz i tak już niewiele zrobimy. Jeszcze bardzo bym chciał zwrócić mu pracę, bo jak na razie niewiele w tym kierunku zrobiłem.
- Brzmi bardzo miło, chciałbym się do tego dołączyć – wyszczerzył się głupkowato. On to naprawdę niewiele do szczęścia potrzebuje, skoro chce tak spokojnie spędzić ostatni dzień wolności.
- Zobaczymy, co to będzie – odparłem, i z tym nie mając problemu. Nie wiem jednak, co na to jego koledzy, więc to w nimi będzie dyskutował. – Idziemy się wykąpać i... proszę – odezwałem się, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Nie przypominam sobie, bym kogoś tu zapraszał, albo prosił o przyniesienie czegoś, więc to musiało być coś ważnego.
- Panie, przyszła do pana panienka Amano. Mówi, że to coś ważnego – przekazała mi służąca, która to pukała do drzwi. Amano, Amano... coś kojarzę, gdzieś mi dzwoni, tylko nie wiem, gdzie. I to także była dziwna pora na odwiedziny, nie dość, że było ciemno, to jeszcze lało jak z cebra. Uroki wiosny.
- Proszę, niech wejdzie. Dobry wieczór, Amano. Napijesz się czegoś? – zaoferowałem, kiedy dziewczyna niepewnie weszła do środka. Miała bardzo przyjemną dla oka urodę, delikatne, symetryczne rysy twarzy, bladą cerę, czarne włosy, ciemne oczy... i z jakiegoś powodu była trochę przestraszona, ale nie mam pojęcia, dlaczego. Dobrze, że Haru tu jest, bo jak coś będzie nie tak, to on przejmie pałeczkę i ją uspokoi.
- Dobry wieczór. Chyba herbatę bym poprosiła, zmarzłam trochę – odpowiedziała, a ja tylko kiwnąłem głową do służącej, która ukłoniła się lekko i opuściła pokój. – Przepraszam, że naruszam pański spokój, ale nasza wspólna znajoma poprosiła o skontaktowanie się z tobą w pewnej... delikatnej sprawie – dodała, niepewnie zerkając na Haru.
- To mój narzeczony, Haru Kato. Jeśli ufasz mi na tyle, by się ze mną podzielić tą delikatną sprawą, to możesz śmiało przy nim mówić – odparłem, chcąc ją zachęcić do mówienia.
Dziewczyna jeszcze raz niepewnie zerknęła na mojego narzeczonego, no ale w końcu zaczęła powoli mówić, z jaką sprawą tutaj przyszła. A była ona bardzo ważna, bo chodziło o Kaito. Okazało się, że nie byłem jedynym, który został w ten sposób przez niego wykorzystany. I nie ostatni. Próbowałem przekonać ją delikatnie to zgłoszenia tego, ale panienka Amano początkowo nie chciała, obawiając się reakcji swojego narzeczonego. Skąd ja to znałem... zaoferowałem jej nocleg, co z chęcią przyjęła. Też nie miałbym ochoty wracać do miasta i tam czegoś szukać. I tak byłem zaskoczony, że pokonała taką drogę sama, by podzielić się ze mną swoją historią. Ale to dobry znak, być może uda się ją przekonać do złożenia zeznać przeciwko temu skurwysynowi. Też bym wtedy to zrobił. I możliwe, że za nami poszłyby inne osoby. Z jednego zgłoszenia być może udałoby się mu wybronić, ale z kilku? Być może z mojej tragedii udałoby się zrobić coś dobrego.
- Powiedz mi, że kiedy go pobiłeś, wybiłeś mu jakiegoś zęba. Albo chociaż nos złamałeś – mruknąłem posępnie, kiedy dziewczyna opuściła pokój.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz