Dla Haru wszystko było takie proste, dla mnie już tak niekoniecznie. Nie chciałem, by cierpiał wraz ze mną. Wystarczy, że ja nie mogę sobie spać w nocy, a on przez te czas się może wysypiać. Po co oboje mamy chodzić zmęczeni, kiedy tylko ja mogę to robić? Zorganizowałem sobie ten czas, by jak najmniej myśleć o tym, co widziałem w tym koszmarze, a przynajmniej bardzo chciałem o tym zapomnieć. Na początku niezbyt mi to wychodziło, i odtwarzałem ten sen raz za razem. Nie było to najprzyjemniejsze doświadczenie w moim życiu, ale na to nic nie mogłem poradzić.
- Nie wiem, czy to takie konieczne. Po co masz się ze mną męczyć, kiedy mogę się męczyć tylko ja – odparłem, przymykając oczy i powoli ciesząc się jego bliskością, czego mi przez ostatnią noc brakowało. Jak siedziałem przy biurku, nad ranem odczułem chęć powrócenia do łóżka i przytulenia się do niego, ale martwiłem się, że taki ruch może go obudzić, więc już siedziałem jak siedziałem.
- Ponieważ jesteś miłością mojego życia i przez takie wydarzenia powinniśmy przechodzić razem. Zadeklarowałem się też, że cię będę wspierał w każdej sprawie – odpowiedział łagodnie, nieprzerwanie gładząc mnie po plecach. Było to bardzo odprężające i uspokajające. Mógłby tego nie przerywać.
- Postaram się następnym razem cię obudzić. Ale jak cię nie dobudzę, proszę pretensje mieć do siebie – odpowiedziałem, doskonale wiedząc, jak ciężko jest mi go dobudzić. Nie wiem, jak kiedyś go potrafiłem obudzić w nocy, z powodu moich koszmarów... jak ja musiałem się wtedy zachowywać, że go budziłem. Nie do końca pamiętałem, jak to wtedy wyglądało. Jedyne, co z tych chwil pamiętam, to uspokajającego mnie Haru.
- Na pewno się obudzę – skwitował, po czym mnie ucałował w czubek głowy. – To co, przynieść nam śniadanie? A może coś nam przygotuję dobrego? Racuchy z jabłkiem i do tego kawa? – zaproponował, posyłając mi najcieplejszy uśmiech, jaki chyba kiedykolwiek u niego ujrzałem.
- Mamy gościa. Powinniśmy zjeść śniadanie w jadalni – odpowiedziałem, cicho wzdychając. Nie za bardzo miałem ochotę na opuszczanie pokoju dzisiejszego dnia. To chyba przez ten koszmar straciłem ochotę na cokolwiek, a tyle rzeczy dzisiaj miałem zrobić... przede wszystkim, należało pogadać z panienką Amano. Chciałem także przejść się na miasto, kupić te koperty, pergaminy, napisać te zaproszenia, wysłać je... a w tym momencie jedyne, na co miałem ochotę, to po prostu położenie się spać. Byłem strasznie zmęczony. Oczy mnie piekły i z trudem je utrzymywałem otwarte.
- Nasz gość wybaczy, jak zjesz śniadanie tutaj. A później może się trochę prześpisz, przyda ci się to – odpowiedział, gładząc mój policzek z widocznym zmartwieniem. A to, że się martwił, martwiło z kolei mnie.
- To niekulturalne, bym zostawiał gościa samego sobie. Zjemy śniadanie w jadalni i... – zacząłem, odsuwając się od niego i kierując się w stronę szafy, i jakoś tak nie wiem, jaki prawem, ale tak mi się trochę zakręciło w głowie. I gdyby nie Haru, zaliczyłbym bliskie spotkanie z ziemią, i to w dodatku takie niezbyt przyjemne.
- Może i niekulturalne, ale potrzebujesz odpocząć. I to koniecznie – stwierdził tonem nieznoszącym sprzeciwu. No i co ja z nim mam?
- Z wielką chęcią bym położył się do łóżka, ale czekając na mnie obowiązki i pewne zobowiązania do spełnienia, które są ważniejsze niż to, co ja chcę w tej chwili – mruknąłem, przecierając zmęczone oczy.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz