Nie był to w sumie taki zły pomysł, aby dzieci poniosły konsekwencje swojego zachowania, sprzątanie to wcale nie taki zły pomysł, dzięki temu my będziemy mogli odpocząć, to naprawdę mi się podoba.
- Pomysł doskonały, tym bardziej że to my dzięki temu będziemy mogli sobie odpocząć - Stwierdziłem zadowolony, rozkładając sobie na blacie potrzebne do gorącego rosołu warzywa.
Sorey nic mi nie odpowiedział, podchodząc do mnie, aby przyjrzeć się temu, co robię.
- Pomoc ci może w czymś? - Dopytał, kładąc dłoń na moich plecach, zmieniają temat, aby nie rozmawiać o dzieciach już i tak wystarczają dużo się na ich temat wypowiedzieliśmy.
- Jeśli chcesz, zawsze chętnie przyjmę twoją pomoc, trochę pracy przy tym jest - Stwierdziłem, podając mu warzywa które mógł dla mnie obrać i pokroić, gdy ja zajmowałem się całą resztą.
Wspólne przygotowanie posiłku pozwoliło nam porozmawiać, spędzając tak po prostu wspólnie czas, nim Sorey musiał, a raczej bardzo chciał wyjść z domu, aby odebrać syna ze szkoły.
Ja w tym czasie zaniosłem córce rosół, który bardzo chętnie zjadła, wciąż wyglądając naprawdę okropnie, oby tylko jutro poczuła się lepiej, nie chciałbym, aby cierpiała dłużej niż to konieczne, nawet jeśli właśnie na to sobie zasłużyła.
Wracając do kuchni, usłyszałem pukanie do drzwi, które przyznam, trochę mnie zaskoczyło, od razu skierowałem się w ich stronę, dostrzegając nasza córkę, która zjawiła się u nas z ciastem.
- Cześć mamo - Przywitała się, wchodząc do naszego domu.
- Cześć Misaki - Zadowolony, zaprosiłem ją do kuchni, przygotowując herbatę i krojąc ciasto, który chętnie razem zjedliśmy, rozmawiając o codzienności, w końcu tak rzadko nas odwiedza, powinna robić to zdecydowanie częściej.
- A gdzie jest tata? - Zapytała, zapewne i z nim chcąc porozmawiać, w końcu i go dawno nie widziała.
- Tatą poszedł... O chyba właśnie wrócił - Wstając z krzesła, ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych, aby przywitać męża i... I psa? Skąd tu u nas pies?
- Sorey co tu robi ten pies? - Zdziwiony przyglądałem się, szczeniakowi już wiedząc, że to nie skończy się dobrze.
- Znalazłem ją w krzakach, na pewno ktoś ją wyrzucił, no nie mogłem przejść obojętnie, musiałem ją zabrać - Oczywiście, że musiał, przecież by nie przeżył, gdyby jej nie zabrał.
- A gdzie jest Haru? - Zwróciłem uwagę na brak syna, po którego przecież miał pójść prawda? No, chyba że ja czegoś nie zrozumiałem.
- Haru? Jaki Haru? Aa, no w szkole - Stwierdził, przez cały czas patrząc na szczeniaka, który był bardzo brudny i kto wie, czy nie zarobaczony.
- A ty przypadkiem nie miałeś po niego iść? - Zadałem kolejne pytanie, naprawdę nic już nie rozumiejąc, ja rozumiem, że chciał pomóc pieskowi, ale miał odebrać syna, ponoć na tym polegała jego kara czyż nie?
- A miałem? A no tak, ale wiesz, są rzeczy ważne i ważniejsze, a teraz przepraszam, ale muszę iść ją umyć - Nim zdążyłem coś powiedzieć, Sorey już zniknął za drzwiami łazienki, i pozostawiając mnie osłupiałego, on naprawdę stracił głowę dla psiaka.
Westchnąłem cicho, wracając do kuchni.
- Czy tata przyniósł psa?
- Tak, mimo że żadnego psa już mieć nie mieliśmy - Ciężko westchnąłem, siadając na krześle, już wiedząc, że to będzie ciężki dzień..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz