wtorek, 23 kwietnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nie chciałem za bardzo, by Miki szedł ze mną. Znaczy się, chciałem, bo uwielbiałem z nim spędzać czas i im więcej z nim czasu spędzam, tym lepiej dla mnie, ale chciałem, by wypoczął. Zasłużył na to. Ja tu nic nie zrobiłem, tylko sobie spałem z rana, dlatego on wypocznie, a ja udam się na ten zimny dwór i przyprowadzę dzieci. Dzisiaj już nigdzie nie będę z nim iść, wracamy prosto do domu, nie zatrzymujemy się przy żadnych straganach, w końcu mamy wszystko. Chyba. A przynajmniej tak mi się wydaje. Mikleo nic mi nie mówił, że czegoś brakuje. Tak mi się wydaje. Słodkości mamy, szarlotkę jeszcze mamy, wszystkie napoje takie jak herbaty, kawy, czekolady gorące są, takie produkty jak jajka, mąka też... no to po co mam tam iść? Tylko zmarznę. A teraz to ja powinienem spędzać jak najwięcej czasu w cieple. 
- A nie chciałbyś odpocząć teraz, czy coś takiego? Skoro ty je odprowadziłeś, to ja je przyprowadzę – zaproponowałem nie chcąc, by Mikleo się w jakiś sposób poczuł wykorzystywany. Ja też tu jestem rodzicem, i też tu muszę działać. 
- Ja już sobie odpocząłem, o mnie się nie martw. Bardziej martwię się o ciebie, bo było dosyć chłodno – odpowiedział, oczywiście jak zwykle się o mnie martwiąc. A pomartwiłby się o siebie, ja tam to jakoś przeżyję. Tyle lat żyję, trochę zim przeżyłem, więc i tę raczej przeżyję. Raczej, bo sam tak do końca pewien nie jestem. Dobrze byłoby tak trochę nie przeżyć i przeżyć jednocześnie, dla właśnie utraty tych mocy. Ale to jeszcze taki niepewny plan, nieprzemyślany. 
- Co ty gadasz, ładnie słoneczko świeci – wyznałem, wyglądając przez okno. No pięknie było, chociaż coś tak czułem w kościach, że może mieć rację, bo najchętniej to wróciłbym pod kołdrę. Ale nie mogę tego zrobić. Mam obowiązki. 
- Może i ładnie świecić, ale jest zimno. Jesteś pewien, że chcesz iść? – spytał, a ja tylko się do niego uśmiechnąłem. 
- Oczywiście, że tak. To moje dzieci nie mogę ich nie odebrać – wyznałem, już ubierając na ciało koszulę. A może powinienem sweter...? Nie no, w koszuli prezentuję się znacznie lepiej niż w takim swetrze, a wychodzę do ludzi, więc prezentować się jakoś muszę. I też muszę ładnie wyglądać przy Mikim, skoro on ze mną idzie. No bo jak to tak, mój Miki taki piękny, nienaganny, cudowny, a ja taki sobie nijaki troszkę jestem, zwłaszcza przy nim. A tak w takiej koszuli chociaż troszkę ładnie wyglądam. 
- Tylko żebyś mi się później nie rozchorował – mruknął, poprawiając włosy, które tak cudownie się puszyły i przecudownie wyglądał, jak taka słodziutka owieczka, aż chciało się go schrupać. 
- Nie rozchoruję się, spokojnie. I już ci pomagam z włosami – zaoferowałem się, zapinając szybko guziki koszuli. 
Po tym podszedłem do Mikleo i zabrałem się za rozczesywanie jego włosów. Dalej trochę mi smutno było, że te jego włoski takie krótkie były. Znaczy się, nie aż takie krótkie, owszem, ale w porównaniu z tymi do kostek no to te okropnie krótkie były. Te też są cudowne, no ale nie aż tak... mam nadzieję, że szybko mu odrosną. A teraz skupiłem się na tym, by upiąć mu pięknego koka. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz