W pewnym momencie chciałem wyjść za córką, przyprowadzić ją tutaj chociażby siłą, to było złamanie wszelkich reguł, ale Mikleo mnie powstrzymał. Od jutra do momentu odwołania kary będę obydwoje odprowadzał i przyprowadzał nie patrząc na to, że robię im wstyd. Jedyne, czego od nich oczekuję, to informowania nas, gdzie chodzą, z kim chodzą i o której mniej więcej wrócą. I żeby nie spotykali się z dziwnymi facetami, którzy chcą ich wykorzystać. I na kobiety w sumie też, one wcale nie są jakoś specjalnie lepsze od facetów, jeżeli człowiek jest podły, to cię wykorzysta, czy to facet, czy kobieta.
- Nie wierzę, że mnie nie poparłeś – powiedziałem, z wyrzutem na niego zerkając. Myślałem, że oboje wychowujemy dzieci i oboje się ze sobą zgadzamy.
- Poprałem cię przecież – stwierdził spokojnie, zabierając się za sprzątanie.
- Tylko w tym, że się źle do mnie zwracała. Ale ze szlabanem mnie nie poparłeś – wyjaśniłem, naprawdę nie za dobrze się z tym czując.
- Bo to nie ma sensu, i tak będą robiły to, co będą chciały – odpowiedział, niespecjalnie mną przejmując.
- Czyli najlepiej na wszystko im pozwalać, tak? – mruknąłem, zasiadając w fotelu.
- Nie, trzeba znaleźć balans pomiędzy byciem surowym, a takim spokojnym, pozwalającym im na wszystko – wyjaśnił, ale mnie to jakoś specjalnie nie kupiło.
- Tak, a później tylko patrzeć, jak dzieje się nieszczęście – burknąłem, patrząc przez okno. Pozostanę przy swojej karze, która skończy się dopiero w zależności od tego, jak się będą zachowywać. Może taki zimny prysznic im się przyda.
Haru przyszedł po jakichś po trzydziestu minutach. Jego reakcja na szlaban była znacznie spokojniejsza, niż jego siostry. Trochę pomarudził, że przecież nic takiego nie zrobił złego, że już się na jutro umówił ze znajomymi, no ale i tak przyjął ją z pokorą, poszedł na górę i mruknął, że nie chce nic do jedzenia. Nie był zachwycony, ale zachowywał się zupełnie inaczej, w przeciwieństwie do Hany.
Tylko, gdzie ona jest?
Mijały minuty, kwadranse, godziny, a jej dalej nie było, co powodowało, że już mocno się o nią martwiłem. I gdyby nie Mikleo, już poszedłbym jej szukać po mieście. Jak tylko wróci, to ja ją chyba zamorduję. Co ona sobie w ogóle wyobraża? Nie tak ją wychowywałem, i nie tacy byliśmy, nie mam więc pojęcia, skąd w niej coś takiego. Hana nie wracała aż do późnego wieczora, i to wtedy stwierdziłem, że miarka się przebrała.
- Nie no, ona chyba sobie żartuje, idę i... – ciche pukanie do drzwi przerwało moją wypowiedź. Zdecydowanie powinniśmy sobie sprawić jakiegoś psa, który pilnuje podwórka. Odkąd Lucky odszedł z powodu starości, jest za cicho, i mam problem z usłyszeniem takiego cichego pukania do drzwi. Wkurzony, ale i jednocześnie strasznie zmartwiony, podszedłem do drzwi, w których po otworzeniu stała Hana oraz chłopak, którego widziałem z nią kilka godzin wcześniej. I Hana była kompletnie pijana, podtrzymywana przez tego chłopaka.
- Dobry wieczór, Hana trochę się... źle poczuła – wyjaśnił niepewnie chłopak, chyba mając kompletnego durnia, bo przecież wcale nie widzę tego, że jest pijana. Ani tego nie czuję.
- Co ty nie powiesz. Masz się trzymać od niej z daleka – syknąłem wściekły w jego stronę będąc pewien, że to wszystko jego sprawka. Odebrałem od niego Hanę, zamknąłem drzwi i zaniosłem ją na górę, do jej pokoju. Jutro sobie z nią porozmawiam, ale to po szkole. Pewnie po alkoholu nie będzie się czuła najlepiej i będzie chciała przeleżeć cały dzień w łóżku, ale przecież jest dorosła, i będzie musiała ponieść konsekwencje tego.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz