Nie rozumiałem zachowania Mikleo. Dlaczego on to robił? Ja tu się chce dla niego poświęcić, pozostać z dziećmi ten jeden wieczór, jakoś przetrwać fakt, że będzie w tym domu sam na sam z nawiedzoną kobietą i przystojnym mężem. Niech pójdzie i się wybawi. Ostatnio to on bardzo często zostawał wieczorami w domu z dziećmi, podczas kiedy ja wychodziłem z domu. Co prawda, się nie szedłem wybawić, tylko szedłem do pracy, no ale on miał możliwość spędzenia czasu w towarzystwie, które mu odpowiadało, więc powinien z tego skorzystać. I nie dość, że nie chce iść, to jeszcze chce pogadać z tą nawiedzoną kobietą o tym, że w oknie widziała nie mnie z kochanką, a mnie z przebranym Mikim. To nie zmieni za bardzo jej zdania o mnie, a na pewno sprawi, że jeszcze będzie patrzeć krzywo na Mikleo. I rozpowie wszystkim wokół. Co prawda, wielu osób tutaj nie ma, ale to chyba jeszcze gorzej. Później dzieci jeszcze przypadkiem jakieś głupoty usłyszą i będą miały ciężko w życiu. Ja tam jakoś przeżyję te obelgi. Byle bym tego za często nie słyszał. Na szczęście teraz będę więcej siedział w domu z powodu pogody, więc nie będę tego słyszał. Proste. Tylko czasem będę musiał widzieć jej twarz w oknie. Z tym się chyba po prostu będę musiał pogodzić.
- Rosół chyba będzie lepszy. Bo będzie gotowy na przybycie dzieci – odpowiedziałem, schodząc powoli na dół. Jeszcze teraz czułem się gorzej, ponieważ miałem wrażenie, że to przeze mnie nie chce tam iść. Co ja gadam, przecież to nie było wrażenie, to była prawda. Mikleo nie chce tam iść, bo ja się czuję z tym źle. No ale jak ja miałem się czuć dobrze, kiedy mój piękny i cudowny mąż miałby spędzać czas z przystojnym facetem? Z facetem, który wspierał go przez jakieś dziesięć lat? To dosyć sporo czasu, przez który na pewno wytworzyła się silna więź. Jeszcze nie wiem, jakiego rodzaju więź... ale Mikiemu dobrze zrobi posiadanie takiego znajomego. Tylko gdyby tak się na niego nie patrzył, i nie był tak przystojny... chociaż to bycie przystojnym byłbym w stanie zdzierżyć. Gdyby tak się nie uśmiechał, to byłoby cudownie. – Powinieneś iść na tę kolację – zacząłem znów, kiedy znaleźliśmy się w kuchni, powoli nastawiając wszystko na rosół. A rosół to tak w sumie z chęcią bym zjadł. Rosół zawsze mi smakował. Był gorący, smaczny, rozgrzewał od środka... tak, rosołek jest bardzo dobry. Jak ja raczej za jedzeniem nie przepadałem, tak to mógłbym sobie jeść. No i też pić. W zależności od tego, na co bardziej mam ochotę.
- Sorey, już ci mówiłem, że sam tam nie pójdę – odpowiedział, ciężko wzdychając.
- A powinieneś. Powinieneś się bawić. Powinieneś mieć przyjaciół. A skoro to ciebie zapraszają, a nie nas, to sobie powinieneś pójść i się świetnie bawić. A ja tu posiedzę z dziećmi i poczekam na twój powrót – wyznałem, mając cichą nadzieję, że Mikleo w końcu się przekona. Nie będę zachwycony z tego, że tam pójdzie, ale będę czuł się źle, jeżeli tam nie pójdzie. Więc już zdecydowanie lepiej, by tam poszedł, przynajmniej według mnie.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz