niedziela, 21 kwietnia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Wysłałem córkę do taty pewien tego, że da sobie radę, z upieczeniem szarlotki w końcu już raz przecież to zrobił.
- Mamo!? - Hana zawołała mnie, tak szybko, jak szybko znalazła się w kuchni, a myślałem, że chociaż pięć minut będę miał spokoju.
- Co się stało? - Zapytałem, gdy w końcu wstałem z kanapy, ruszając w stronę kuchni, gdzie była moja mała córeczka i mąż rzucający mi niepewne spojrzenie.
- Mamo no bo tata mówi mi, że nie umie pięć szarlotki - Ze smutną miną spojrzała na mnie chyba zawiedziona tym faktem.
- Nie umie? - Zerknąłem na męża, pamiętając, że już raz upiekł szarlotkę, no ale może wtedy nie była najlepsza, nie wiem, nie pamiętam tamtej sytuacji, to chyba było, wtedy gdy byłem chory, ale i tego nie jestem pewien. - No to skoro nie umie to się nauczy - Stwierdziłem, nie mając z tym najmniejszego problemu, w końcu od czegoś tu jestem i co ważniejsze umiem pięć, chociaż wiem, że i on to umie.
- A jak? - Hana przyglądając mi się uważnie, chciała dowiedzieć się, jak chce to zrobić i zrobię już, za chwilę.
- Będę wam mówił, jak macie to zrobić a wy będziecie to robić - Wyjaśniłem, co ucieszyło naszą córkę, która bardzo chciała zrobić sama z tatusiem szarlotkę.
Widząc minę męża, podszedłem do niego, całując w policzek, podając mu jabłka. Skoro Hana chciała piec ciasto z tatą, to ja jej to umożliwię.
Stojąc obok nich, mówiłem po kolei co robić, co doradca i jak zrobić, aby było to dobre..
Ciasto zostało upieczone, uszczęśliwiając nasze dzieci, które już chciały zjeść gorące ciasto, przed czym trzeba było ich powstrzymać, aby się nie poparzyły.
- Mogłeś ty zrobić ciasto, na pewno byłoby lepsze i byłoby zrobione szybciej - Odezwał się dobie Sorey, gdy tylko dzieci wyszły na chwilę z kuchni, zapewne idąc umyć ręce, nim ciasto będzie nałożone na ich talerze.
- Mogłem, ale tego nie zrobiłem, to z tobą chciała piec Hana, nie ze mną a tu umiesz piec szarlotkę, dla tego nie rozumiem, dlaczego tak się przed tym wzbraniasz. Udając, że wcale tak nie jest - Zauważyłem, unosząc jedną brew a wszystko dlatego, że nie rozumiałem, jak może udawać, że czegoś nie umie, jeśli ewidentnie to imię i oboje dobrze o tym wiemy.
- Ostatnio jak zrobiłem, to trzeba było, połowę wyrzuć, ty jeść nie chciałeś, bo byłeś chory, a dzieci zjadły tylko po kawałku, a to oznacza, że nie było to zbyt dobre - A więc jednak to o to chodziło, tak myślałem, ale do końca nie byłem tego pewien, w końcu ja sam nie pamiętałem tego czasu, mój umysł jak za mgłą wracał do tamtych chwil, których nie mogłem sobie przypomnieć.
- To nie znaczy, że było nie dobre, ja byłem chory, jak słusznie zauważyłeś, a więc jeść nie chciałem, a nasze dzieci cóż one raz chcą jeść, a innym razem nie, to powinieneś już dawno dostrzec, mieszkając z nimi w jednym domu - Stwierdziłem, delikatnie się uśmiechając do niego, całując w policzek. - Następnym razem, gdy znów coś będziesz piekł sam. Obiecuję, że zjem - Dodałem, patrząc mu prosto w oczy.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz