wtorek, 30 kwietnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nie chciałem jej oddawać. To mogłoby być dla niej niezdrowe, dopiero się do nas przekonała, a i tak nie do końca, sądząc po jej zachowaniu. Co prawda, do dzieci przyszła, niepewnie się przywitała, ale wystarczył jeden głośny dźwięk, czyli zamknięcie drzwi i już przerażona jest. Nie wiem, czego on się boi, przecież nie jest duża. Jak dla mnie jest bardziej przerażona niż Miki. 
– Nie martw się, nie oddam cię – powiedziałem łagodnie, kucając, by zachęcić ją do podejścia do mnie, co po chwili uczyniła. Powoli trzeba ją do siebie przyzwyczajać. – Przyzwyczai się do ciebie, potrzebuje chwili – dodałem, drapiąc ją za uszkiem. – Chodź, przygotuję ci śniadanie – odparłem, ostrożnie prostując nogi. 
Przygotowując jej jedzonko zauważyłem taką jedną nieprawidłowość, a mianowicie, gdzie są dzieci? Nie było ich w pokoju, sprawdziłem, a z domu nie mogły wychodzić, miały szlaban i Miki doskonale o tym wiedział. Chyba, że zrobił mi na złość i im na to pozwolił. Ale o takiej godzinie by wychodziły? I nie wiem, komu zrobił na złość, bardziej sobie czy mnie, no bo jak są bardzo rozpieszczone, to my na tym ucierpimy. I one. 
I w tym samym momencie, jak sobie o tym pomyślałem, dzieciaki wróciły do domu. Z plecakami, i zmęczonymi minami. A im, przepraszam bardzo, co się stało? Na co im plecaki? I to w sobotę? 
– A wy gdzie byliście? – spytałem, patrząc na nich surowo. Bądź co bądź, dalej byłem na nie zły za to, co ostatnio robiły, zwłaszcza Hana. Na szczęście, już dzisiaj wyglądała lepiej, chyba się czuła lepiej, i bardzo dobrze, w końcu będzie mogła wykonać karę. Oboje tak właściwie mogą. 
– Mama nas do szkoły wysłała. I dopiero w drodze do niej zorientowaliśmy się, że jest sobota – odparł Haru, rzucając plecak na ziemię i już chcąc pójść na górę. 
– Czekaj, czekaj, czekaj. Po pierwsze, nie rzuca się plecaka gdzie popadnie, niedawno ci go kupiliśmy z mamą i szybko drugiego nie dostaniesz, dlatego szanuj rzeczy. To po pierwsze. Po drugie, to bardzo dobrze, że już wstaliście i się trochę rozbudziliście. Przebierzcie się i zapraszam do sprzątania. Haru ma do wysprzątania całą górę, łącznie ze schodami, Hana parter. Wszystko ma lśnić. Musicie umyć podłogi, dywany, zetrzeć wszystkie kurze, umyć okna, lustra... – poleciłem, podając Psotce jedzenie. 
– Ale to cały dzień roboty – burknęła Hana, chyba niezbyt zadowolona z kary. 
– Owszem, dlatego radzę wam się zabierać do niej jak najszybciej. A, i uważajcie na Psotkę, boi się głośnych dźwięków – dodałem, zabierając się za przygotowanie swojej kawy. 
Dzieci nie były zadowolone, ale nie miały innego wyjścia, jak tylko się mnie posłuchać. Oby ta kara czegoś je nauczyła. Bo jeżeli nie... to sam nie wiem, co innego z nimi zrobić. Może też to wysłanie ich do azylu, do dziadka, to wcale nie jest taki głupi pomysł? Na tydzień. Może dwa. Nauczyliby się też czegoś związanego z ich żywiołami. Muszę o tym pomyśle pogadać z Mikim, kiedy już wróci. Naprawdę go nie rozumiem, Psotka była kochana, i pies zawsze nam się przyda, poza tym psa zawsze możemy zabrać na wyprawy, i jeszcze nas w nocy pilnować będzie, i będzie sympatycznie, i miło. I jej się nie ma co bać, przecież ona jest taka słodziutka, taka biało-czarna kuleczka... Słodkie maleństwo. Jak tylko wypiję kawę, to pójdę z nią do miasta, i odkupię kwiaty, i wazon, które wczoraj zepsuła. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz