czwartek, 25 kwietnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Z jednej strony trochę chciałem ukarać Hanę i posłać ją do szkoły pomimo jej stanu. Nie wiem, czego się spodziewała, kiedy wlewała w siebie hektolitry alkoholu, zasługiwała na taką mocną karę za jej nieprzemyślane zachowanie. Z drugiej strony, martwił mnie jej stan. Nie byłem ślepy, widziałem, że czuła się fatalnie, zdziwiłbym się, gdyby nie czuła się źle, no ale też trzeba było być konsekwentnym. Nie byłem w końcu bez serca. Trudo było mi jednak wybrać, czy być surowym, czy może jednak ten jeden raz odpuścić. Czy nie dam jej jednak w ten sposób znać, że po następnym upojeniu się może zostać w domu? Albo wręcz przeciwnie, może będzie choć troszkę wdzięczna za to... chociaż, teraz jest w takim wieku, że już sam nie wiem, co ona sobie może pomyśleć, ani co jej tam w głowie tkwi. Trochę tęsknię za czasami, kiedy te dzieciaki były mniejsze, i bardziej kochane, i wdzięczne, i miłe, i się słuchały, i pomagały z chęcią, i chciały jak najwięcej czasu z nami spędzać... to były czasy naprawdę wspaniałe. Chciałbym móc wrócić do tych momentów. 
- Wracaj do pokoju – powiedziałem do Hany, kiedy w końcu wyszła z łazienki, wyglądając jeszcze gorzej niż chwilę temu. Hana spojrzała na mnie niepewnie, spojrzała niepewnie na Mikleo, ale w końcu ruszyła zmarnowanym krokiem na górę. – Jeżeli kiedykolwiek wrócisz w takim stanie, nie będę taki łagodny – rzuciłem za nią, kiedy wchodziła po schodach. 
- Dziękuję – odezwał się Mikleo, uśmiechając się do mnie łagodnie. 
- Jeżeli jeszcze raz wyskoczy mi tu z czymś takim... – burknąłem, nie do końca zadowolony ze swojej decyzji. Chyba powinienem trzymać przy swoim. Już wcześniej ustępowałem, i co z tego wyniknęło? Właśnie to. Od samego początku w tym domu powinny być jakieś zasady. To się powinno diametralnie zmienić. 
- Coś czuję, że po tym nie tknie alkoholu przez długi czas – odpowiedział, wracając do przygotowywania tego dziwnego napoju na kaca. Już zostaje w domu, po co więc te napój? Powinna to przecierpieć, by miała nauczkę na resztę życia, ale coś czuję, że Mikleo by się na to nie zgodził, bo ma za dobre serce. Ja też, skoro pozwalam jej zostać w domu, a nie naciskam na to, by poszła do szkoły. Ale niech nie liczy na to, że jej te nieobecności usprawiedliwię.
- Jutro ma wysprzątać cały dom na błysk. Gotowy? – rzuciłem w stronę Haru, który po zjedzonym śniadaniu podszedł do drzwi wyjściowych. 
- Mhm. Ale mogę pójść do szkoły sam. I wrócić z niej też sam. Będę o czasie – obiecał chłopak, zarzucając na ramiona kurtkę. 
- Ja cię jednak wolę odprowadzić. I przyprowadzić, bo najwidoczniej waszą dwójkę trzeba traktować, jak dzieci. Wrócę tak szybko, jak będę mógł – odezwałem się do Mikleo, także zakładając płaszcz. Zima się zbliżała, chłodno było, więc musiałem pilnować się tego, by nie zachorować. Ostatnie, czego mi w tym bałaganie brakowało, to mojej choroby, w trakcie której w ogóle nie będę niczego ogarniał, a w tym momencie trochę rzeczy muszę ogarnąć. A zwłaszcza takie dwie rzeczy, albo raczej osoby, bardzo uparte i wyjątkowo problematyczne osoby. Jeny, i po kim oni to mają... przecież ja całkiem niedawno byłem w ich wieku i nic takiego nie robiłem.  

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz