Nie rozumiałem, dlaczego miał o to takie pretensje, przecież się wyspał, ja odprowadziłem dzieci, wróciłem bezpiecznie do domu, a przecież o to właśnie chodziło, abym ja był bezpieczny i dzieci.
- Sorey kotku bardzo cię proszę, przestań się tym przejmować, zrobiłem dzieciom, odprowadziłem do szkoły, bezpiecznie wróciłem do domu, nakarmiłem zwierzęta i położyłem się obok ciebie, a nie chciałem cię budzić ostro, ponieważ to nie w moim stylu. Wiesz, że nigdy bym cię nie zrzucił z łóżka, ani nie obudził ostro, potrafię budzić tylko tak, żebyś był przy tym podniecony - Stwierdziłem, uśmiechając się przy tym zadziornie.
Sorey prychnął cicho, siadając obok mnie na łóżku, kładąc dłoń na moim policzku.
- Bardzo cię proszę, następnym razem jednak mimo wszystko mnie obudź, nie chciałabym, aby coś nie daj Boże, ci się stało - Wyznał, kładąc dłonie na moich policzkach, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
Odwzajemniając jego pocałunek, przytuliłem się do niego, ciesząc tą chwilą sam na sam, bez dzieci, nawet jeśli tego czasu nie za wiele nam zostało.
- Wiesz, postaram się, jednak jeśli nie będziesz w stanie wstać, wtedy kiedy będę próbował cię budzić, nie będę robić tego na siłę, bo dobrze wiesz, że jestem złośliwy to prawda, ale nie zrobię niczego, co by cię skrzywdziło - Wyznałem, uśmiechając się do niego ciepło.
- Miki, jeśli nie będziesz posłuszną owieczką, co cię ukaże - Jeśli myślał, że słowo kara mnie przerazi, to naprawdę grubo się mylił, przecież ja uwielbiam, kiedy mnie karał.
- Oj, karę wychodzącą z twoich dłoni to ja uwielbiam, jeśli znów ma mnie pupa boleć od tej karty, to chętnie ją ponownie przyjmę - Wymruczałem, okrakiem siadając na jego kolanach, dłonie kładąc na jego ramionach.
- Wydaje mi się, że taka kara, jaką ci zaserwuję, jeśli będziesz niegrzeczny, nie będzie już tak przyjemna i na pewno nie usiądziesz na tyłek przez najbliższe, kto wie może nawet miesiąc - Gdy to powiedział, położył dłonie na moich pośladkach, mocniej je ściskając.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem, kolejny raz całując jego usta.
- Musisz zaraz wychodzić, dzieci niedługo skończą lekcję - Uświadomiłem go, całując szybko w nosek, nim wstałem z jego kolan.
- Skoro ty odprowadziłeś dzieci do szkoły, to ja je odbiorę - Zaproponował, najwidoczniej znów uważając, że powinienem odpocząć, kiedy ja dopiero co się obudziłem i miałem naprawdę dużo siły na spacer i każde inne zajęcia.
- Bardzo dobry układ, ale chciałbym się przejść - Przyznałem, nie chcąc być w domu, gdy on idzie na świeże powietrze, zresztą pogoda była taka, że to ja powinienem pójść na dwór, a nie on i oboje dobrze to wiemy.
- A co z obiadem dla dzieci? - A więc teraz chce zagrać, kochany myśli, że nie mam niczego dla nich, nie mam przygotowanego.
- Rosół jeszcze został i starczy dla nas wszystkich, tym nie musisz się przejmować, jeśli będziesz chciał dla ciebie też starczy - Przyznałem, podchodząc do lustra, aby zająć się moimi włosami, tak abym nie wyglądał, jak owieczka, co prawda w domu mi to nie przeszkadza, ale poza nim trochę nie wypada.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz