Spałem sobie spokojnie, nie zwracając uwagi na nic. Było tu tak cudownie mięciutko, i cieplutko, i cudownie, i niczego mi nie brakowało. No, może poza moim Mikim, którego chyba w pewnym momencie mi zabrakło, ale jak tylko poczułem przez sen, że do mnie wrócił i znalazł się obok, zaraz się przytuliłem do niego mocno. I wtedy było mi naprawdę idealnie. Było mi ciepło, leżałem na wygodnym materacu, no i miałem Mikleo obok, czy mogło być jeszcze lepiej?
Przebudziłem się dużo, dużo później, kiedy to słońce było całkiem wysoko. I jak cudownie się czułem... byłem tylko ja, i mój mąż, i byłem wyspany, i tak mi cudownie cieplutko było, co takie trochę już niespotykane było o tej porze roku. Teraz to ja powinienem taki trochę zziębnięty chodzić. Ale to nawet dobrze, że nie jest mi zimno, bo byłbym niemożliwy dla mojego męża, i dzieci. I znów musiałbym pić te okropne zioła, by jakoś przeżyć tę straszną dla mnie porę roku, ale dla mojego męża idealną. I jak mój mąż ma się cieszyć zimą, kiedy ja mu to uniemożliwiam? I dlatego uważam, że powinienem stać się człowiekiem. Albo pozbyć się swoich mocy. Miki mi coś tam mówił, że aby je stracić, musiałbym umrzeć, ale jak tu umrzeć i nie umrzeć jednocześnie? To takie trochę skomplikowane było. Zresztą, czy jak już umrę, to nie wrócę do nieba? Nie chciałbym wracać do nieba. Nie po to z niego uciekałem, by teraz tam wrócić. Może jednak jest jakiś inny sposób? Albo gdybym był na granicy śmierci? Może to by podziałało? Tylko jak źle to zrobię, to mogę przypłacić życiem, a nie chciałbym narazić mojego Mikleo na stres. On na to nie zasługuje, a wiem, że by się strasznie tym przejął.
Po chwili wpatrywania się w Mikleo zdałem sobie sprawę z bardzo ważnej sprawy. Otóż, było późno. Powoli dochodziło południe, a ja tu powinienem odprowadzić dzieci do szkoły. Że też Miki mnie nie obudził... on to prędzej się budził niż ja. I z tego powodu szybko wstałem z łóżka, w pośpiechu wręcz tak trochę biegnąc do pokoju dzieci, ale nie zastałem ich tam. Trochę mnie to na początku zmartwiło, ale po chwili połączyłem fakty. Jak sobie spałem, to przecież w pewnym momencie Mikleo nie było obok mnie, bo go tak dłonią szukałem, i go nie znalazłem. I później się pojawił. I spałem znów snem spokojnym. Nie wierzę, że mnie nie obudził.
- Miki – odezwałem się, kiedy już wróciłem do pokoju.
- Coś się dzieje? – spytał niemrawo Mikleo, powoli podnosząc się do siadu.
- To się dzieje, że nie obudziłeś mnie, jak szedłeś po dzieci – wyjaśniłem, pusząc swoje poliki niezadowolony z jego decyzji.
- Ależ cię budziłem, Sorey. I to nawet dwa razy – wyjaśnił, przeczesując swoje spuszone włosy.
- Ja nic takiego nie pamiętam. A jak się nie dobudziłem, trzeba było mnie budzić bardziej brutalnie. Trzeba było mnie oblać wodą. Albo zrzucić z łóżka. Być bardziej brutalny. Póki jeszcze nie jest najzimniej, muszę was odprowadzać, by nie stała się wam krzywda – wyznałem, mając nadzieję, że następnym razem mnie będzie budzić do skutku.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz