Byłem naprawdę wściekły na Soreya, za to, co zrobił, poszedł sobie spać, do psa a mnie zostawił tu samego? O nie tak się bawić nie będziemy, ja naprawdę się zemszczę, niech on sobie nie myśli, że tak łatwo mu to wybaczę, skoro pies jest dla niego ważniejszy niż ja, to niech sobie z tym psem od dziś śpi, ja nie chcę go w domu, nie lubię psów, boję się psów, tolerowałem nasze psy, a może nawet lubiłem, ale naprawdę ulżyło mi, gdy piesków już z nami nie było, nie chciałem i nie będę chciał, a jeśli on planuje to coś zostawić tu, niech się tym zajmuje, bo ja do tego ręki nie przyłożę.
Całą noc nie umiałem dość, byłem zły na męża i to, że nazwał mnie dzieckiem, gdy ja poświęcam więcej czasu rośliną niż mu, to jest obraza ale gdy on poświęca czas psu, to jest w porządku.
Wstałem wczesnym rankiem, nie mogąc już leżeć, dla tego doprowadziłem się do porządku, a następnie obudziłem dzieci, sprawdzając, jak czuje się Hana, prosząc o przygotowanie się do szkoły, kiedy to ja przygotowałem im śniadanie.
- Mamo, czemu tata śpi na kanapie? Coś się stało między wami? - Haru, który zszedł jako pierwszy, od razu to dostrzegł, co trudne nie było, a to dlatego, że salon jest na widoku.
- Ależ oczywiście, że się stało, twój tata stwierdził, że musi spać z psem, dla tego śpi na kanapie - Mruknąłem, podając mu śniadanie, aby to samo zrobić dla córki.
Dzieci opuściły dom, gdy tylko zjadły, witając się z psem, który przyszedł niepewnie do kuchni, a on mi tu po co? Spojrzałem na tego psa, który poszedł do mnie, niepewnie zaczynając merdać ogonem, jeśli ona myśli, że mnie to przekona, to się grubo myli. Wciąż jej tu nie chcę.
- O wiedzę, że się dogadujecie - Sorey który właśnie wszedł do kuchni, naprawdę wierzył w to, że my się dogadamy? Mówiłem chyba jasno i wyraźnie, nie chcę tu tego psa, dlaczego on tego nie pojmuje?
Przewróciłem oczami, nie mając zamiaru przyjaźnić się z psem, jasno powiedziałem, ma jej tu nie być.
Nie mówić nic postawiłem mu kawę, na stole opuszczając kuchnie, nawet się z nim nie witając.
- Hej, a ty gdzie idziesz? Co cię dziś ugryzło? - Sorey zdziwiony moim zachowaniem, ruszył za mną do przedpokoju, zerkając na to, jak wkładam buty.
- Idę gdzieś gdzie nie będzie tego psa - Stwierdziłem, nie potrzebując nawet górnej części garderoby, mnie zimno nie było.
- Co ty masz do tego psa? - Zapytał lekko podenerwowany moim zachowaniem tak jak i ja byłem zdenerwowany jego.
- Nie lubię psów, boję się psów, nie chcę znów znosić psów w domu, rozmawialiśmy już o tym, po naszym psie nie mieliśmy mieć żadnego innego, a ty zmieniasz zdanie bo tak ci się podoba, nawet nie pytając mnie o zdanie - Burknąłem, otwierając drzwi wyjściowe.
- A co twoim zdaniem miałem z nią zrobić? - Zapisał, tak jakby nie znam mojej odpowiedzi.
- Już ci mówiłem oddać - Ponownie powiedziałem to samo, opuszczając dom, skoro pies jest ważniejszy, to mnie tu nie potrzebuję, a skoro tak jest, to pójdę i nie wiem, kiedy wrócę.
<Pasterzyku? C;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz