poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem przekonany, czy ja kiedykolwiek cokolwiek raz jeszcze upiekę. Już się raz mocno na tym spiekłem, i nie chcę tego powtarzać. Nie ma sensu, by mój mąż musiał się truć tym, co przygotuję, jeszcze mu się coś stanie, i co? Nie, to niebezpieczne. I to, że wcześniej ta szarlotka nie poszła, to nie kwestia tego, że on był chory, a dzieci nie miały ochoty jeść. Dzieci miały ochotę na ciasto, marudziły mi o tym, więc im takowe przygotowałem, a skoro zjadły po jednym kawałku i nie chciały więcej przez cały tydzień, no to o czymś to świadczyło. A mianowicie o tym, że mi nie wyszło, bo do pieczenia to ja się absolutnie nie nadaję. I do gotowania też tak niezbyt. Umiem kilka posiłków przyrządzić, owszem, ale nie oznacza to, że byłem jakiś super hiper mega dobry w gotowaniu. Właściwie, to w ogóle nie byłem. Cud, że po tylu latach nikogo nie otrułem, chociaż z tą szarlotką pewnie było blisko. 
- No to możesz odetchnąć z ulgą, bo nigdy już sam szarlotki nie zrobię. I żadnego innego ciasta też – powiedziałem zgodnie z prawdą, zmywając wszystko to, co było wykorzystane do pieczenia ciasta. Nie mogłem przecież zostawić pełnego zlewu. Jeszcze by mój Miki się za to zabrał, a tak być nie może. On tu dużo robił w domu, więc najwyższa pora, bym i ja coś tak troszkę zaczął robić. Co prawda, teraz będę miał wiele czasu, by się odkuć za ten miesiąc, w którym pracowałem i spałem. A trochę do nadrobienia spałem. 
- To już nie będziemy piec? – spytała Hana, patrząc na mnie tymi swoimi wielkimi, dwukolorowymi oczami. Gdyby to jedno oczko miała fioletowe, nie czerwone, to by była małą wersją Misaki. Tylko Misaki miała brązowe włosy, i nie wiem, skąd one są. Miałem kiedyś brązowe włosy? Na to wychodzi... no bo, po kim innym miałaby włosy? Po Mikim nie, bo mój mąż miał i wtedy, i teraz włosy piękne, takie białe, z niebieskim poblaskiem, który zapewne odzwierciedlał jego żywioł, no a ja? Z tego co kojarzyłem, to tak trochę nie wyglądałem teraz jak kiedyś. Ale nie pamiętam, co się we mnie zmieniło poza tym, że odmłodniałem. Ciężko byłoby nie wyglądać młodziej, jak umarłem, miałem lat nieco ponad czterdzieści, a teraz niecałe dziesięć, więc oczywiste, że wyglądałem młodziej. 
- Ze mną nie, ale z mamą jak najbardziej. No chyba, że mama będzie mi mówić, co mam robić, to może wtedy coś tam możemy spróbować – odparłem spokojnie mając nadzieję, że już więcej mnie nie będzie męczyć. Wiele rzeczy możemy razem zrobić, ale pieczenie? To już chyba wolę gotowanie. Upiekłem raz i trafiło to do kosza, no ale to, co ugotowałem, nigdy nie było wyrzucane, a to o czymś świadczy. 
- A jeżeli to ciasto będzie dobre, to wtedy będziemy piec ciasta razem? – dopytywała dalej, nie chcąc odpuścić. Chyba będę musiał zmarnować jakieś ciasto, by się sama przekonała, że tatuś do pieczenia się nie nadaje. Jak do wielu innych rzeczy. Staram się być dobrym ojcem, ale nie mogę być dobry we wszystkim. 
- Zobaczymy, na razie ciasto musi ostygnąć. Zrobiliście pracę domową? – spytałem, patrząc to na dzieci, to na Mikleo, który ich ostatnio nadzorował. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz