poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Zastanawiałem się przez chwilę nad jego słowami, nad ciastem i nad tym, że w siebie nie wierzy i zmienia temat no ale czy sens było dalej ciągnąć go za język? Myślę, że nie odpuszczę, aby nie czuł się atakowany, to może mu nie służyć, a i mi niewiele to da.
- Lekcje już są odrobione, tym nie musisz się martwić, dopilnowałem, aby wszystko było zrobione - Zapewniłem, uśmiechając się do męża łagodnie, co odwzajemnił z ulgą na twarzy.
- Jak dobrze, że mama wam pomogła, teraz jestem pewien, że zadania są dobrze zrobione - Stwierdził, głaszcząc dzieci po włosach. - To, co idziemy się pobawić, nim ciasto ostygnie? - Zaproponował Sorey, który chciał spędzić wspólnie czas z całą naszą rodziną.
- Tak! - Dzieci od razu wesoło krzyknęły, chwytając nas za dłonie, aby zaprowadzić do pokoju, gdzie wspólnie zaczęliśmy się bawić, nim ciasto było już gotowe do zjedzenia. Pyszne, ciepłe i tak cudownie słodkie.
Zadowoleni zjedliśmy prawie połowę ciasta, z powodu czego dzieci nie miały już ochoty jeść kolacji, no tak wcale im się nie dziwiłem, po takiej ilości słodkości mogli naprawdę nie mieć już ochoty ani siły na zjedzenie normalnego posiłku, chętne natomiast były znów do zabawy, do której zaciągnęły tatę, gdy ja zacząłem przygotowywać im wszystko do kąpieli.
- Zapraszam do kąpieli - Odezwałem się, po tym, jak przygotowałem wodę, ręczniki, ubrania i zabawki do wody.
- Ja pierwszy - Zawołał Haru, podbiegając do mnie, od razu przestając się bawić.
Uśmiechając się do synka, zabrałem go ze sobą do łazienki, gdzie pomogłem w kąpieli, dabając o to, aby włosy i całe ciało było czyste i pachnące..
Czystego chłopca wytarłem ręcznikiem, ubrałem w czyste ubrania, wypuszczając z łazienki, aby zająć się córką, którą musiałem zajść się tak samo, jak synem.
Czyste dzieci mogły położyć się do łóżka, a tatuś poczytał książkę.
Nasze skarby już spały zmęczone, całym tym dniem dając i nam zażyć wspólnej kąpieli, po której mogliśmy pójść spać, nim jutro znów będziemy musieli wstać, aby odprowadzić dzieci do szkoły.

Rano jak zwykle obudziłem się, pierwszy delikatnie szturchając mojego męża w ramie.
- Nie chcę, jeszcze pięć minut - Sorey cicho odpowiedział, nie mając ochoty jak zawsze wstać.
Dając mu jeszcze trochę czasu na sen, obudziłem dzieci, zrobiłem on jeść, przygotowałem ubrania, ułożyłem im włosy, zająłem się sobą i już mogliśmy opuszczać dom.
- Zaczekajcie, pójdę jeszcze po tatę - Zatrzymałem dzieci, idąc do sypialni, gdzie mój mąż spał sobie w najlepsze.
- Sorey kotku wstawaj, musimy już wychodzić - Starałem się znów go obudzić. Wiedząc, że jeśli teraz nie wstanie, to już nigdy nie wstanie.
- Jeszcze pięć minut owieczko - Odpowiedział przez sen, wywołując u mnie ciężkie westchnięcie, no nic w takim razie odprowadzę dzieci sam.
Dając mu spokój, opuściłem naszą sypialnię, zabierając dzieci do szkoły, spokojnie mogąc wrócić do domu, nie mając bliższych kontaktów z ludźmi, a to akurat mnie cieszyło, nie chciałbym, aby ktoś do mnie podchodził i czegoś ode mnie chciał.
Po powrocie do domu nakarmiłem nasze zwierzaki, wracając do łóżka, do śpiącego męża, który ani drgnął, śpiąc sobie w najlepsze..

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz