Nie do końca podobało mi się to, w jako sposób tamten facet patrzył na mojego Miki'ego. I jak się uśmiechał. Z tego co zrozumiałem, znał go dosyć długo, bo niemalże przed cały okres, przez który ją byłem martwy. I był wtedy dla niego wsparciem. Z jednej strony to dobrze, bo mój Miki wsparcia w tamtym momencie potrzebował, no ale z drugiej co, jeżeli on się Mikiemu spodobał? I może chcieć go uratować z tego okropnego związku, w którym to ja jestem najgorszy i go zdradzam? Jeszcze mu jego matka nagada jakichś głupot i w to uwierzy... a dzieci jednak dużo po rodzicach dziedziczą. Kto wie, czy on nie jest taki sam, jak matka.
– Chcesz iść na tę kolację? – spytałem, starając się trochę ukryć to niezadowolenie i zazdrość, które w tym momencie odczuwałem. Nie chciałem, by tam szedł, ale też nie mogłem mu tego zabronić. W końcu miał prawo mieć znajomych innych, niż nasi wspólni. Tylko czemu akurat takich przystojnych i ewidentnie zainteresowanych nim? To już mi się mniej podobało, ale za bardzo nie mam tu nic do gadania. Bo jak powiem, że nie chcę, by tam szedł, to nie pójdzie, i będzie później w domu siedział smutny, bo jednak widziałem, że rozmowa z tym mężczyzną sprawia mu dużo przyjemności. Byleby nie tylko nie za dużo...
– Z chęcią bym poszedł, ale tylko z tobą – odparł, na co delikatnie zmarszczyłem brwi. Z chęcią... Ten wieczór najwidoczniej spędzę sam z dziećmi.
– Nie mogę pójść, ktoś musi pilnować dzieci – odpowiedziałem wymijająco, kierując się domu, bo jakoś tu na zewnątrz się trochę chłodno zrobiło. A może to tylko dla mnie, w końcu dla mnie ciepło było bardzo dużo ważne.
– To jest tuż obok, więc jak położymy dzieci spać, moglibyśmy iść. A jak coś się będzie działo, zawsze będziemy widzieć z okna – odparł, chyba chcąc mnie nakłonić do t to wyjścia. Problem był taki, że ja nie chciałem wchodzić do tego domu i słuchać obelg już na samym początku, a na pewno takie się wymskną z ust kobiety. Chociaż nie, one się nie wymskną, bo tak się mówi, jak ktoś powie coś przypadkiem, a ona mówi to wszystko z pełną świadomością.
– Wolałbym jednak zostać w domu, nie chciałbym, by dzieci się obudziły i spostrzegły, że nikogo z nas nie ma. Poza tym, pewnie już na wejściu zostanę zwyzywany od zdrajców, że sobie sprowadzam panienki na bok. Nie dość, że mnie to irytowało, to jeszcze tak zwyczajnie po ludzku przykro było. Przecież taki nie byłem. Nigdy Mikleo bym nie zdradził. Znaczy, kiedyś to zrobiłem, i pomimo tego, że nic nie pamiętam z tego okresu, strasznie tego żałuję, ale to, co mi jest teraz tutaj zarzucane, to kłamstwa i oszczerstwa. I wcale nie czuję się z tym dobrze. Prawdy też nie mogę powiedzieć, bo wtedy ta nienawiść może jeszcze przejść na Mikleo, bo jak to tak, by facet się za kobietę przebierał. A ja pewnie wtedy na zboczeńca wyjdę. I tak źle i tak niedobrze. – Tak więc ty idź się baw, ja zostanę z dziećmi przez ten wieczór – odpowiedziałem, zaznaczając mu, że może iść. Ja to jakoś przeżyję. Nie, żebym miał inne wyjście.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz