czwartek, 18 kwietnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nic się nie zmieniłem... dobrze, niedobrze? Chyba dobrze, bo Miki zakochał się w tym takim ludzkim mnie. Ale jednak, niestety, się zmieniłem. Nie byłem człowiekiem, a aniołem, i to nie byle jakim aniołem, a aniołem ognia. Żywiołem przeciwnym do żywiołu Mikleo. I z tego może wyniknąć tak wiele problemów... już teraz są problemy, albo raczej będą, kiedy znów zacznie się zima. Przecież w zimę to ja w ogóle nie istnieję. I jestem dla niego tylko utrapieniem. Dobrze, że chociaż coś tam działam w domu, no ale to tylko w domu. Bo jak wyjdę, to zaraz przecież chory będę. I co to ze mnie za pożytek? Ale gdybym znów by człowiekiem... owszem, dalej byłbym podatny na zimno, i nadmierne gorąco, ale nie byłbym aż taki beznadziejny w zimę. Niby z zimy na zimę miałem czuć się lepiej, ale te progres jest tak mały, że aż niewidoczny. 
- Pewnie musisz tęsknić za tym ludzkim mną – zacząłem powoli i niepewnie, gładząc go po policzku. Swoją drogą to, że ktoś taki jak on zakochał się w takim ludzkim mnie... no przecież to też było niesamowite. Miki, anioł, i pewnie najcudowniejsza istota w całym wszechświecie, no i taki ja. Nie za bardzo wiedziałem, jak wtedy wyglądałem, ale chyba musiałem być do siebie super podobny, skoro mnie od razu rozpoznał, także jakoś taki super hiper mega przystojny w porównaniu z nim to ja nie byłem. Może go jakoś ująłem charakterem. Ale skoro nic się nie zmieniłem, to i charakter mi się nie zmienił. Czym go zatem ująłem? Głupotą? Ja wiem, że czasem wpadnę na nieco lepszy pomysł, niż na co dzień, ale to się mi zdarza bardzo rzadko. 
- Przecież mam cię tu obok siebie. Dalej jesteś tą samą osobą, którą pokochałem – wyznał, uśmiechając się do mnie słodko. 
- Pokochałeś człowieka, a teraz jestem aniołem. I to jeszcze takim słabym aniołem, bo ani nie potrafię jakoś dobrze korzystać z moich mocy w walce, ani leczyć, ani nic... no i jeszcze ten ogień. W ogóle się z tobą nie zgrywa. Ty lodowaty, ja gorący, ty męczysz się w lato, ja w zimę, chociaż ja się męczę bardziej niż ty, i ciebie tym samym męczę... – zacząłem, wymieniając te wszystkie sprawy, w których trochę tak odstawałem. 
- Mimo, że jesteś teraz aniołem, jesteś jednocześnie tym samym człowiekiem, w którym się zakochałem. I uwielbiam ciepło bijące od twojego ciała – wyznał, chwytając moją dłoń i całując jej wewnętrzną stronę. 
- Ale przecież nie lubisz gorąca – zauważyłem trafnie, delikatnie marszcząc brwi. 
- Nie lubię, owszem. Ale twoje uwielbiam – wyznał, uśmiechając się do mnie ciepło. – Powinieneś się już zbierać. Nie chcesz chyba, by dzieci wyszły ze szkoły i cię nie zastały – dodał, na co westchnąłem cicho. 
- Już się zbieram – odpowiedziałem, ale nim wstałem z łóżka, przeciągnąłem się leniwie. Faktycznie, trzeba było odebrać dzieci. A z chęcią bym teraz poszedł spać... niestety, są rzeczy ważne i ważniejsze. Jestem słabym ojcem, ale nie mogę być jeszcze słabszym. 
Ubierając się cały czas czułem na sobie wzrok Mikleo, czego tak trochę nie rozumiałem. Nie mam jakiegoś złego ciała, ale żeby tak na mnie patrzeć? Jego ciało jest zdecydowanie piękniejsze i warte podziwiania. 
- Wrócę z dziećmi tak szybko, jak tylko będę mógł – obiecałem, kiedy już się ogarnąłem, a przed opuszczeniem domu oczywiście ucałowałem jego usta na pożegnanie. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz