wtorek, 9 kwietnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Jeszcze chwilkę czasu na tulenie się mieliśmy, mimo, że raczej oboje mieliśmy ochotę na coś innego. Przeznaczyłem na niego cały dzień. I noc. Niestety, ale więcej nie mogłem mu poświęcić. Gdyby dzieci miały jakieś dłuższe wolne, i dłużej były poza domem... mój panie, ja już bym dopilnował, by przez tydzień nie usiadł. Już teraz miał problem, by usiąść, trochę to tak po nim było widać. I on ma iść do pracy, gdzie się głównie siedzi... przecież on tam umrze. Będzie musiał siedzieć na poduszkach, by jakoś przetrwać. 
– Chwilkę jeszcze dla siebie mamy – powiedziałem cicho, przytulając się do niego. On był taki piękny, pachnący, mięciutki, uroczy, cudowny... Przecież on jest chodzącym ideałem, a ja jakimś niewypałem, nie wiem, jak my ciągle jesteśmy razem. Przecież on może mieć każdego. A ma mnie. Kogoś, kto pomylił kwiatka z drzewem. Przecież to trzeba być wybitnym idiotą, by tak uczynić. – Idę obudzić dzieci i przygotować im śniadanie, a ty tu sobie jeszcze leż – powiedziałem po chwili, całując go w policzek. 
– Nie mogę sobie leżeć, mój drogi. Nie mogę wyjść do pracy w piżamie – przypomniał mi, a ja się mu przyjrzałem. No faktycznie, w piżamie ja bym go nie puścił. Przecież on nawet w piżamie nie jest, tylko w mojej koszuli, która odkrywa jego cudowne nogi i ledwo zakrywa jego kształtne pośladki. I jeszcze w dodatku jakaś taka trochę... no nie wiem, sprana jest. I niektórych guzików brakuje. To chyba moja wina jest. Możliwe że czasem za bardzo entuzjastycznie podchodzę do rozebrania go... no ale cóż mogę poradzić, skoro jego ciało takie piękne jest i koniecznie się muszę do niego dostać?
– Nawet bym ci na to nie pozwolił – powiedziałem całkowicie poważnie. Przecież by wzbudzał takie zainteresowanie, że nie odpędziłby się od adoratorów. O nie, nie, nie, do tego to ja nigdy nie dopuszczę. 
– Wiem, wiem – odparł rozbawiły, po czym ucałował mnie w nos. 
Tak więc należało się zbierać. Ja zająłem się dziećmi i śniadaniem, a Miki trochę mi przy tym pomógł. Dzieci były zachwycone, że ich odprowadzany we dwoje. Ja też byłem zachwycony, chociaż też troszkę zmęczony. Co jak co, ale jednak praca taka trochę męcząca była, zwłaszcza, że fizyczna. Na szczęście tylko ten tydzień, i ja, i Miki, i będziemy mieć czas dla siebie. Chciałbym w końcu móc przespać spokojnie całą noc wtulony w ciało męża. I budzić się u jego boku. Bardzo chyba brakowało mi tego oglądania jego twarzy, kiedy otwierałem oczy. 
Zjedliśmy, ale nie posprzątałem, bo nie zdążyłem, i już musieliśmy wychodzić z domu. Dzieci udało mi się doprowadzić praktycznie bezbłędnie, tylko raz bym źle skręcił, pożegnałem się z nimi, życzyłem powodzenia, a potem musiałem zaprowadzić Miki'ego. Na szczęście i ta drogą była spokojna, nikt nie interesował się moim Mikim, a nawet jakby się interesował, to pozbawiłbym go zębów. Wróciłem tu między innymi po to, by bronić mojego męża, i będę to robił, chociażbym miał popełnić grzech. 
– Postaram się po ciebie nie spóźnić, ale jakby się tak przypadkiem stało, czekaj na mnie – poprosiłem, kiedy już doprowadziłem go do bramy. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz