Zerknąłem jeszcze raz na naszą małą listę. Dziesięć osób. Może jedenaście, jeżeli Suzue będzie chciała kogoś wziąć. Chociaż, jak jej dam możliwość przyjścia z osobami towarzyszącymi, to inni również powinni mieć taką możliwość. I w ten sposób z dziesięciu osób może się zrobić... osiemnaście, bo Nakano przychodzi przecież razem. Dalej jednak wydaje się to być dosyć skromne przyjęcie. Na tych weselach, na które ja uczęszczałem, ludzi było mnóstwo. Wynajmowane były największe sale balowe, najlepsi muzykanci, kucharze, mnóstwo ozdób, kwiatów, dekoracji, przepychu... Robiło to wrażenie, owszem, ale im bardziej nad tym myślałem, tym mniej chciałbym, by w ten sposób wyglądało moje święto. To, na co ja uczęszczałem, to było zwyczajne chwalenie się pieniędzmi, statusem. A ja chciałbym się pochwalić, jakiego mam wspaniałego mężczyznę przy moim boku. Tylko ten Hoshino... Jego jedynego na tym weselu bym nie chciał. W końcu, czemu miałbym chcieć tu kogoś, kto jest skrycie zakochany w moim narzeczonym? Albo przynajmniej był, teraz nie mam pojęcia, jak to wygląda, ale dalej za nim nie przepadam. Najgorsze było to, że wkrótce będę musiał z nim trochę pogadać na temat Haru i jego urodzin. To będzie okropne.
– Będę tam z tobą, a po tym dniu już nigdy się ode mnie nie uwolnisz – odpowiedziałem pół żartobliwie, pół serio. Taki był w końcu mój plan, by już na zawsze zatrzymać go przy sobie, nim moje ciało zacznie się gwałtownie starzeć i przestanę być tym kimś, kogo pokochał.
– Nie mogę się doczekać – wyznał, uśmiechając się do mnie głupkowato. Nie może się doczekać, ale jak mu powiedziałem o ślubie to marudził, że coś za szybko.
– Cieszy mnie, że tak mówisz, bo oznacza to, że nie będzie ci przeszkadzał termin w czerwcu. Myślałem gdzieś tak nad drugą połową. Będzie ciepło, kwiaty będą kwitnąć, odpoczniemy po twoich urodzinach... – odparłem, zerkając na niego wyczekująco. Gdyby nie te urodziny, prawdopodobnie decydowałbym się na to trochę szybciej.
– Nie przeszkadza. Masz jakiś konkretny? – spytał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Dwudziestu trzeci albo trzydziesty. Są to soboty, tak więc powinno każdemu pasować – wyjaśniłem.
– No to niech już będzie ten dwudziesty trzeci – powiedział po chwili zastanowienia. I cudownie, im wcześniej tym lepiej.
– Jutro więc przejdziemy się do miasta, kupimy papier i koperty i napiszemy zaproszenia. Stroje ślubne proponuję załatwiać, jak wrócimy. Nie ma sensu pokonywać taki kawał drogi na poprawki – wyjaśniłem, zapisując sobie datę na kartce.
– Nie wiem, czy mam taki ładny charakter pisma, by pisać zaproszenia... – zaczął niepewnie, na co westchnąłem cicho. Tego tak się trochę spodziewałem.
– W porządku, ja napiszę. Ty za to wyślesz – zaproponowałem podział obowiązków chcąc, by i on coś zrobił.
– No w porządku – przyznał.
– Lista jest, data jest, zaproszeniami zajmiemy się jutro, strojami i kapłanem, jak wrócimy, rozplanujemy rozmieszczenie, jak otrzymamy potwierdzenie od gości, dekoracjami zajmiemy się później... Co z muzykami? Chcemy jakichś, prawda? Chciałbym z tobą zatańczyć, a jednak takie tańczenie do muzyki to coś zupełnie innego niż tańczenie bez niej. O kucharzy martwić się nie musimy... I w sumie moglibyśmy rozplanować rozmieszczenie stołów, kobierca i innych takich rzeczy, by mieć takie ogólne pojęcie. Po coś te plany ogrodu wziąłem. Co myślisz? – spytałem, poświęcając mu już pełną uwagę. Chyba o niczym nie zapomniałem.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz