niedziela, 28 kwietnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nie za bardzo wiedziałem, po co Mikleo tak się dopytywał o naszego syna. Przecież był on dorosły, a przynajmniej tak utrzymywał. Zresztą, nie chciałby, bym go odbierał, sam to wcześniej głośno przyznał, a ja mam teraz rzeczy ważniejsze niż odebranie dużego chłopa. Mam tutaj takie piękne maleństwo, takie drobniutkie, i chudziutkie, i przerażone, ale za to jak kochane... A przynajmniej na takie wyglądało, kiedy wziąłem je na ręce. Cud, że w ogóle mi się dała wziąć na ręce, bo ja początku nie była w ogóle chętna do tego, bym do niej podszedł. Była przerażona, a to wskazywało tylko na to, że ktoś musiał ją skrzywdzić. Jak ja bym tylko spotkał tego kogoś, to nic by z niego nie zostało. 
– Nie bój się, piękna, teraz cię ujmujemy, bo jesteś strasznie brudna, a jak Miki cię wysuszy, przygotuję ci jedzonko. I jakiś kącik do spania. I nie bój się Miki'ego, on się tylko tak złości. Ale się pozłości, pozłości i mu przejdzie. I wtedy się w tobie zakocha, bo jesteś śliczna – przez cały czas mówiłem do pieska tonem spokojnym i łagodnym, by go nie wystraszyć. Maleńka aż się cała trzęsła, kiedy ją trzymałem na rękach. Zresztą, jak była teraz w balii, też się trzęsła, ale to pewnie z zimna. Zaraz jednak będzie jej ciepło. I zadbam o ciepły posiłek dla niej. Będę musiał znaleźć te wszystkie rzeczy naszego Lucky'ego... i kupić obróżkę. Tak, obróżka dla tak pięknej damy być musiała. Może niebieska. Albo jakaś taka kolorowa... No i imię. Tylko jak. Miałem tyle pomysłów, że nie mogłem się zdecydować na ten jeden konkretny. 
Po dokładnym umyciu mojego nowego skarba zaniosłem ją do mojego Mikleo by ją wysuszyć. Maleńka z chęcią wtulała się w moje ciało, co było najpewniej spowodowane tym, że było ono nieco cieplejsze niż, wszystko wokół. Mogłem ją tak tulić wieki, czyli robić coś, czego z dziećmi od dawna nie robiłem, bo to przecież wstyd. Nie wiem, co to za wstyd, no ale skoro do własnych dzieci się nie mogę poprzytulać, to się poprzytulam do pieska. 
– Miki, wysuszysz ją? – poprosiłem, patrząc na niego błagalnie. 
– Wysuszę, wysuszę – wyznał, cicho wzdychając, po czym zrobił to, o co go poprosiłem. – Co chcesz zrobić z tym psem? – dopytał, przyglądając mi się z uwagą. 
– No jak to co? Nakarmić. I przygotować jej posłanko. No spójrz, jaka ona słodka jest. I przerażona. Nie możemy jej zostawić tam na zewnątrz, kiedy się zima zbliża. A taki pies obronny i pilnujący podwórka się przyda zawsze. Dzień dobry, Misaki, popilnujesz jej przez chwilkę? Ja jej zrobię jedzenie – poprosiłem, dopiero teraz ją zauważając. Pewnie przed chwilą przyszła, bo ją dopiero teraz zauważyłem. 
– Oczywiście, tato – przyznała Misaki, odbierając ode mnie tę słodziutką kuleczkę. I teraz mogłem się zająć poważnymi rzeczami, a trochę ich było. I jedzonko, i posłanko, i znaleźć jej jakiś taki kąt, miski znaleźć dla niej... Jak dobrze znów mieć takie małe maleństwo w domu. I to jeszcze pieska. Ogólnie koty lubiłem, kochałem te nasze kociaki, no ale pies to jednak coś zupełnie innego. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz