Skąd w ogóle mu taki pomysł do głowy przyszedł? Czy ja mu kiedykolwiek dałem znać, że jego włosy mi przeszkadzają? Przecież ja je kochałem. Były cudowne, przewspaniałe, takie mięciutkie i pachnące, kiedy je czesałem, zawsze układały się tak, jak tego oczekiwałem. Albo jak były rozpuszczone, też je uwielbiałem. Mogę wstawać nawet godzinę wcześniej, by mu je czesać, jeżeli tego właśnie potrzebuje, chociaż mnie na jego włosy potrzeba znacznie mniej czasu. No, w sumie to zależy, jaką mu fryzurę chcę zrobić. Jak coś wymyślnego, to oczywiście troszkę czasu im musiałem poświęcić, ale na taki warkocz cudny, gruby, piękny, albo koczek, niby taki niechlujny to już tak wiele tego czasu nie potrzebowałem.
- A bardzo chcesz te włosy skrócić? – zapytałem niechętnie, będąc na nie. Mi tam jego włosy nigdy nie przeszkadzały. Zresztą, tu zawsze jest mnóstwo włosów, czy to moich, czy dzieci, czy właśnie jego, no i sierści było mnóstwo, ale czy narzekam? Przyzwyczajony jestem. No i też to przecież normalne było, że jakieś włosy wypadają. I ja to w stu procentach akceptuję. – W sensie, jak wielka jest twoja chęć do tego, by je skrócić, a nie do jakiej długości, bo ja wiem, do jakiej długości – dodałem szybko dostrzegając, że moja wcześniejsza odpowiedź mogła być dla niego taka trochę niejasna.
- No tak trochę bym chciał, zwłaszcza, że widzę, że tak trochę ci one już przeszkadzają – odpowiedział, na co zamrugałem oczami. Ale że co?
- Ale mi one w ogóle nie przeszkadzają. Są przecudowne, i je kocham całym sercem, i jak dla mnie w ogóle ich nie musisz ścinać. No chyba, że chcesz, to wtedy to rób, ale jeżeli masz znać moje zdanie, to ja je kocham takie, jakie są – odpowiedziałem, mając nadzieję, że moja wypowiedź jest dla niego wystarczająca.
- No nie wiem...Jeszcze się zastanowię, dobrze? – powiedział, po czym ucałował mnie w usta. – Nasze dzieci już wstały – dodał, na co jeszcze bardziej zmarszczyłem brwi.
- A to skąd... – nim dokończyłem zdanie do środka, zadowolone, wbiegły nasze dzieciaki, z okrzykiem na ustach wskakując na nasze łóżko. No i tyle byłoby ze spokojnego poranka, który trwał jakieś... pięć minut? Może dziesięć. Czy one w tym momencie nie powinny przypadkiem odpoczywać? Odsypiać? Jutro przecież do szkoły idą. I jak wtedy trzeba będzie wcześnie wstać, to nie będą chciały, i będą mi marudzić, i mówić, że jeszcze pięć minut, że zaraz, że już... jak je jutro będę budził, to im to wypomnę. Chyba, że to mój Mik je obudzi, to też wielce prawdopodobne, bo ja rano wstawać nie lubię. Co jest przyjemnego we wstawaniu rano? Wtedy jest ciemno, i brzydko, i zimno, i niewyspanym się jest... ale i tak będę musiał wstać je odprowadzić.
Zabrałem dzieci na dół, dając się Mikleo przygotować i ogarnąć. Zaciągnąłem je do kuchni i trochę je wkręciłem w przygotowywanie śniadania. Miło, że były takie chętne do pomocy i to tak same z siebie. Tylko nie do sprzątania zabawek, z tym tak się ociągają przeokropnie.
- Już jestem – usłyszałem głos Mikleo, i jak podniosłem wzrok, by go powitać, i od razu dostrzegłem, że jego włosy były jakieś takie... krótsze. Tak jak mówił, do pasa.
- A więc jednak je skróciłeś. I jak się czujesz? – spytałem, uśmiechając się do niego łagodnie. Zawsze będę serduszkiem za długimi włosami, i zdania nigdy nie zmienię, ale przecież najważniejsze było, by on się dobrze czuł.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz