Nie byłem głupi ani tym bardziej nie byłem ślepy, doskonale widziałem, że mój mąż tego nie chciał, a ja nie chciałem, aby czuł się źle z powodu tego, że jestem u sąsiada, tym bardziej że faktycznie on jest źle przez nią traktowany, a to tylko dlatego, że zobaczyła mnie w sukience.
- Rozumiem, w takim razie zostanę w domu - Odpowiedziałem, zamykając za sobą drzwi.
- Co? Przecież powiedziałem, że możesz pójść - Zaskoczony obserwował mnie, gdy powoli pokonywałem schodek po schodku, musząc dostać się do łazienki gdzie czekała na mnie praca.
- Tak powiedziałeś, ale tego nie chcesz i ja to wiem - Odpowiedziałem, nim zniknąłem mu z oczu, zajmując się w łazience praniem, które miałem wysuszyć i poskładać.
Sorey od razu zjawił się w łazience, chcąc ze mną porozmawiać o temacie, który dla mnie był zakończony a dla niego ewidentnie nie.
- Miki to nie tak, jeśli to cię uszczęśliwi. To idź, przecież ja nie chcę stać na drodze do twojej radości, widziałem przecież, że dobrze ci się z nim rozmawiało, a więc uważam, że powinieneś tam pójść - Mój mąż był kochany, ale nie rozumiał, że dla mnie najważniejsze jest jego szczęście, bo w końcu, gdy on jest szczęśliwy i ja jestem szczęśliwy, marzyłem tylko o tym, aby do mnie wrócił, a teraz gdy tak się stało, nie potrzebuję niczego ani nikogo innego w swoim życiu.
- Sorey nie pójdę bez ciebie albo idziemy razem, albo nie idę tam w cale - Wyjaśniłem, stawiając na swoim, nie chcąc odpuścić tego tematu.
- Wiesz przecież, że nie mogę, nie chcę, aby ta kobieta mnie znów obrażała, ja nic nie zrobiłem, a jestem tak się traktowany - Rozumiałem, że to go boli, no i właśnie dla tego muszę powiedzieć kobiecie, że to byłem ja, aby przestała obwiniać Soraya, o coś, czego winien nie jest.
- Rozumiem, w takim razie powiem jej wszystko - Przyznałem, układając pranie, które było już suche.
- Nie, nie mów jej, nie chcę, aby cię skrzywdziła jakimś słowem, już wolę, aby to mnie obarczała o coś złego, a nie ciebie - Stwierdził, układając wraz ze mną ubrania gotowe do schowka.
- Mną się nie przejmuj, ja już trochę żyje na tym świecie, nie dam się tak łatwo - Wyszeptałem, odkładając złożone ubrania na bok, aby złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Przemyśl to jeszcze - Poprosił, najwidoczniej bojąc się tego, jak mogłoby się to dla mnie skończyć.
- Przemyśle, ale ty się już o mnie nie martw - Poprosiłem, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej, uroczo się przy tym uśmiechając. - Wiesz, może, zamiast zastanawiać się nad tym, co powinniśmy, a czego nie powinniśmy zrobić, zajmujemy się sobą, ty będziesz zadowolony i ja będę bardzo zadowolony - Zaproponowałem, gładząc dłonią po jego podbrzuszu.
- A nie mieliśmy zrobić obiadu? - Po tym pytaniu wiedziałem już, że nie specjalnie ma na to ochotę, no dobrze nie dziś to innym razem, faktycznie mieliśmy zrobić obiadu dla dzieci.
- Masz rację, to co rosół? A może placki? - Zaproponowałem, zerkając na niego przed wyjściem z łazienki.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz