Czy biblioteka była moim ulubionym miejscem? Tak właściwie, to niekoniecznie. Owszem, było to jedno z moich ulubionych miejsc, takie spokojne, niedoceniane przez innych, mimo wszystko mało odwiedzane, więc jak mnie wszyscy irytowali, lubiłem tu przychodzić, zabierać jedną z książek, i... no właśnie. Haru powinno się to podobać.
- Niekoniecznie lubiłem tu przebywać. Przychodziłem tu bardzo często, to się zgadza, ale nie po to, by spędzać tu czas. Na początku faktycznie tu przychodziłem z nadzieją, że będę miał spokój, ale szybko to miejsce zostało odkryte. Po czasie odkryłem nieco inne miejsce. Spójrz – poprosiłem, podchodząc do jednego z regałów przy ścianie, a następnie pociągnąłem za odpowiednią książkę, która oczywiście była atrapą i pociągnięcie jej sprawiało, że odblokowywały się ukrywające się pod postacią regału drzwi.
- Tajemny pokój zabaw? – spytał, będąc na wpół rozbawiony i zafascynowany.
- Skoro ja się tam bawiłem świetnie, to można to miejsce tak nazwać. Chodź – powiedziałem, z chęcią wchodząc do ciemnego korytarza. Absolutnie nie przeszkadzało mi to, że panowały tam nieprzeniknione ciemności, ten korytarz znałem aż za dobrze, no ale... nie no, światło się przyda. Do pokoju, do którego idziemy ma niewielkie okienko, i to jeszcze zakryte najpewniej, a co za tym idzie, na ten moment nie było tam żadnego źródła światła. – Weź świeczkę, bardzo proszę – poprosiłem, na chwilę się odwracając w jego stronę, nim przeszedłem dalej.
- Pewnie, trzymaj – odpowiedział, podając mi ową ścieżkę.
- Tobie się przyda, przynajmniej na razie, Ja tę drogę znam doskonale – wyjaśniłem i wróciłem do drogi.
Korytarza tego nie używałem od lat, a pomimo tego, nie czułem żadnych pajęczyn na twarzy, a przecież powinno być tu tego multum. Nie było nawet kurzy, które dostrzegłbym w nikłym świetle świeczki trzymanej przez Haru. Wniosek był jeden, pani Ailyn dalej uporczywie tu sprząta. Bardzo milo z jej strony, tak swoją drogą. Ona zawsze była miła, i stała po mojej stronie od zawsze, co wśród służby nie było codziennością. Zazwyczaj wszyscy służyli mojej babce, co było logiczne, na tamte czasy to ona odpowiadał za ich zatrudnianie i płacenie im.
- Mogę? – poprosiłem, kiedy znaleźliśmy się na miejscu.
Bez większego pośpiechu zapaliłem świeczki, pokazując mojemu narzeczonemu moje ulubione miejsce. Nie było to nic wielkiego, był to malutki pokoik ze stolikiem, przyjemnym fotelem i multum regałów z książkami sięgającymi po sam sufit. Nie miałem tu żadnych białych kruków, były tu moje ulubione pozycje. No i także ulubione książki mojej mamy, które i ja uwielbiałem. Skromnie tu było, zimą strasznie zimno, no ale to było takie moje małe miejsce, które w okresie dorastania było dla mnie bardzo ważne.
- Tak więc podziwiaj. To nic takiego, wszystko tu bardzo skromnie jest, ale nikt tego miejsca nie znał. Raz jedna służąca przypatrzyła, że tu znikam, i kiedy nikt nie patrzył, przynosiła mi posiłki – odparłem, odsuwając zasłony i otwierając okno. Co jak co, ale trochę powietrza świeżego się tu przyda.
- Jest tu o wiele przyjemniej. Chociaż trochę ciasno – odpowiedział, oglądając się po malutkim pomieszczeniu. – Ty to zaaranżowałeś, czy już takie było?
- Takie było. Ja tylko zapełniłem większość półek książkami. Z tego, co się dowiedziałem, miejscem tym opiekowała się moja mama, która tu znikała, kiedy mały ja dawałem jej w kość. A później ja chowałem się tutaj, nie chcąc się uczyć albo jechać na jakieś głupie przyjęcie. Później za takie znikanie nieźle mi się obrywało, ale zdecydowanie było warto – odparłem, kładąc dłoń na krześle. Ukrrywaie się przed wszystkimi naprawdę działało cuda...
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz