sobota, 6 kwietnia 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Na jego słowa zmarszczyłem brwi. Po pierwsze, jakim cudem to jest drzewko? Kto by sprzedawał drzewka na jesień? Ja myślałem, że to może być jakaś róża, czy jakiś inny krzak do ogrodu, i uznałem, że to nawet lepiej, bo przecież mój Miki lubi ogród, i w ogóle, no ale też jak wielkim idiotą trzeba być, by kupić nie kwiatka, a drzewo. To trzeba mieć talent wyjątkowy, no bo drugiego tak głupiego jak ja to na tym świecie nie ma. A po drugie, jak to on się teraz chce zająć tym drzewkiem? To mi się nie podobało. Nie po to zaprowadziłem dzieci do cioci i kupiłem wino, by teraz mój mąż zajmował się drzewkiem. Miał tylko tego kwiatka postawić gdzieś i podlać, i to jest wszystko. Znaczy, nie kwiatka tylko drzewko. Ale myślałem, że to kwiatek. Albo jakiś kwiat. Czy krzew. Cokolwiek, tylko nie drzewko. Chociaż, to w sumie tłumaczyłoby cenę... co ja tak właściwie kupiłem? Skoro to nie jest kwiat. Oby to chociaż ładne było, jak podrośnie. O ile podrośnie, a nie zmarznie przez zimę. Ja to chyba powinienem sobie zrobić jakieś szkolenie w tych kwiatkach, by wiedzieć, co kupuję. Albo pytać, co kupuję... albo nie, jak ludzie zauważą, że nie mam o tym pojęcia, to wmówią mi to, co chcę usłyszeć i sprzedadzą mi coś okropnego po niewiarygodnie wysokiej cenie. Nie, to ja się wolę sam nauczyć. 
– A nie mieliśmy korzystać z tego, że dzieci nie ma? – zapytałem, delikatnie marszcząc brwi. 
– No i korzystam, muszę się zająć ogródkiem, przygotować go na zimę, znaleźć miejsce dla twojej wiśni, i akurat będziemy mieć popołudnie dla siebie – wyjaśnił, uśmiechając się do mnie wspaniałe. 
– Jakiej mojej wiśni? – spytałem, nie rozumiejąc w pierwszym momencie, o co chodzi. 
– Ten niby kwiatek, który mi kupiłeś. A teraz przepraszam cię bardzo, robota czeka – odparł i mnie wyminął. 
No i co miałem zrobić? Nie zabronię mu pracy w ogrodzie, ani nie pomogę mu, no bo nie wiem, co robić i jak robić. Wróciłem więc do domu, schowałem wino w piwnicy no i zacząłem ogarniać wszystko wokół, jednocześnie obserwując mojego męża z okna. Czemu on teraz musiał się zabrać za porządki w ogrodzie? Teraz, ze wszystkich dni dostępnych, zdecydował się na ten, który miał być tylko nasz... No ale dobrze, niech mu będzie. Ja jestem cierpliwy. 
Do czasu. 
Czekałem, aż mój mąż dokończy to, co dokończyć ma, będąc już coraz mniej cierpliwym. Dłużej się nie da? Ile tam ma tej roboty? Nie podoba mi się to. Ileż można zajmować się jednym ogrodem? I to nie jakoś takim niewiarygodnie dużym, tylko takim średnim, a i to miejsce na kwiatki też nie jest jakoś super duże. A na drzewa to już w ogóle miejsca nie było. Nie mieliśmy żadnych drzewek owocowych chyba, a przynajmniej mnie się wydaje, że owoce z reguły kupowaliśmy. Że ja mu wiśnię kupiłem... Nie tak to miało wyglądać, miał to być piękny kwiatek, albo krzew, a nie drzewko. Idiota ze mnie. 
Mój Miki w końcu wrócił z dworu, jeszcze bardziej zimny, niż jest normalnie, i mokry, bo zaczęło padać. Ale czy mi to przeszkadzało? Ani trochę. Wystarczyło, że pojawił się w kuchni, a od razu, mocno sfrustrowany, popchnąłem go na blat, chcąc w końcu dobrać się do jego ciała. 
– Czy teraz w końcu jest czas dla nas? – spytałem, wsuwając dłonie pod jego koszulę. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz