No i tyle by było z przyjemności, bawiliśmy się naprawdę dobrze i aż przykro mi, że to już koniec.
- No i tyle by było z chwili zapomnienia - Ciężko westchnąłem, podnosząc się z łóżka, Sorey już poszedł, a więc i ja powinienem coś zrobić, na początku musiałem zażyć szybkiej kąpieli, aby zmyć z ciała całe resztki naszej nocy. Następnie zakładając na ciało długie ubrania, które zakrywało wszystko to, co powinno nawet moją szyję, na której były ślady zębów i malinek, na które od razu dzieci zwróciłyby uwagę, musiałem jeszcze poprawić włosy, które wyglądały dosyć zabawnie z powodu napuszenia się.
Gotowy mogłem jeszcze zdjęć się naszą sypialnią, gdzie zmieniłem pościel na czystą i pachnącą.
- Mamo wróciliśmy! - Zawołały nasze dzieci, zachęcając mnie do zejścia na dół.
- Dzień dobry skarby - Przywitałem się, z dziećmi mocno tuląc do siebie. - Jak było u cioci? - Zapytałem, zaciekawiony co robiły i jak minął im weekend, bo nam szczerze bardzo dobrze.
Dzieci rozgadały się, opowiadając o cynamonku, o tym, co robiły, o tym, co widziały. Trochę to trwało, nim przestali rozmawiać a my w może raczej ja mogłem wszystko sobie poukładać w głowie.
Rozmowa z dziećmi trochę trwała, ale była przyjemna, dom znów zaczął tętnić życiem, a to tylko dlatego, że nasze szkraby już z nami były.
- No nic, muszę się już zbierać - Sorey który właśnie spojrzał na zegarek, oznajmił nam, że musi się już zbierać, no tak było fajnie, ale już się skończyło, wracamy do starej codzienności..
- Jeszcze tydzień? - Zapytałem, mając nadzieję, że niczego nie pomieszałem, nie wytrzymam dłużej niż ten nieszczęsny tydzień, chociaż i to kosztuje mnie aż tak wiele.
- Tak, jeszcze tydzień szybko zleci - Zapewnił mnie, całując w czoło. - A teraz naprawdę muszę już iść - Pożegnał się z dziećmi, pożegnał się ze mną i wyszedł z domu, zostawiając mi na głowie wszystko..
Zająłem się od razu szkrabami, kąpiąc je i układając do snu, nim sam mogłem zająć się sobą, kładąc do łóżka, gdzie znów musiałem kolejną noc spędzić sam, tym razem jednak przespałem ją całą, budząc się dopiero nad ranem, gdy Sorey położył się obok mnie, przytulając do siebie.
- Sorey już jesteś - Zadowolony zwróciłem się do niego, wtulając w to ciepłe i tak dobrze znane mi ciało.
- Tak, już jestem, możesz spać spokojnie - Odpowiedział, całując mnie w czoło.
- Oj nie, nie muszę zaraz wstać, muszę odprowadzić dzieci do szkoły i muszę pójść do pracy, dawno już tam nie byłem - Zacząłem, przypominając sobie o pracy i o tym, jak długo Alisha musiała radzić sobie beze mnie, gdy ja sam wylegiwałem się w łóżku, zajmowałem dzieci, domem i bratem, tak być nie może, muszę cos zrobić, aby to nadrobić..
- Nie musisz iść do pracy - Od razu otworzył oczy, patrząc mi prosto w twarz.
- Poczekaj, nie chcesz, abym poszedł do pracy? Chcesz, żebym został w domu? Dlaczego tak? Przecież się na to zgodziłeś - Zapytałem, chcąc znać, zrozumieć, dlaczego teraz zmienił zdanie, chociaż wcześniej się na to zgodził, co więc się w tej chwili zmieniło?
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz