wtorek, 9 kwietnia 2024

Od Mikleo CD Soreya

Czy mogłem się nie zgodzić? No oczywiście, że nie mogłem, gdybym to zrobił, nie mógłbym już pracować i, mimo że bym się z nim o to kłócił, on zrobiłby wszystko, aby wyszło na jego, niby taki niepozorny, ale jak czegoś bardzo chce, to dopnie to do samego końca.
- Dobrze panie, jak sobie życzysz - Gdy mu odpowiadałem, zadziorny uśmiech pojawił się na moich ustach. To nazywanie go panem było całkiem zabawne, a jednocześnie pociągające, z resztą z tego, co widziałem i mu się to podobało, a więc nie było większego z tym problemu.
- I tak właśnie ma być, masz się słuchać swojego pana, w innym wypadku spotkać się surowa kara - Zagroził, starając się wyglądać na jak najbardziej poważnego, mimo że tak szczerze w ogóle mu to nie wychodziło.
- Ach nie kuś, ja uwielbiam kary - Wymruczałem, łącząc nasze usta w pocałunku. - Muszę już iść do zobaczenia - Dodałem, nie chcąc się spóźnić, aby nie musieć dłużej zostać w pracy, nie taką była w końcu umowa.
Pożegnaliśmy się i każde ruszyło w swoją stroną, robiąc to, co miało zaplanowane, Sorey do łóżka gdzie miał się wyspać, a ja do pracy gdzie jak się okazało czekało na mnie sporo pracy.
Wykonując wszystko na sto dziesięć procent, jak zawsze robiłem wszystko tak, jak należało, znów zapominając o bożym świecie, no cóż, co ja mogę poradzić, że taki właśnie już jestem, zawsze skupiam się na pracy i nigdy nie odpuszczam, nawet jeśli powinienem.
- Dzień dobry owieczko - Usłyszałem, co wybiło mnie z rytmu wypisywania dokumentacji dla królowej.
- O dzień dobry Sorey gdzie masz dzieci? - Zapytałem, od razu wstając od stołu, podchodząc, do ukochanego, którego ucałowałem w usta.
- Poszły przywitać się z kucykiem, a ty nie miałeś już skończyć? - Pytając, uniósł jedną brew, przyglądając mi się z uwagą.
- No wiesz pewnie miałem, ale to nie moja wina, że mam tyle pracy a wiesz, jaki jestem, zawsze chce, dopiąć wszystko ma ostatni guzik - Stwierdził, w końcu dobrze mnie zna i wie, jaki jestem, na reklamacje już trochę za późno.
- Wiem, ale na dziś już koniec, zbieraj się, pójdziemy jeszcze na chwilę do Alishy i wracamy do domu - Zarządził, co nie do końca mi się spodobało, że niby czemu tak? Przecież jeszcze bym to skończył, dziesięć no może piętnaście minut i już będziemy mogli wrócić do domu.
- Daj mi jeszcze chwilę, chcę skończyć to, co zacząłem - Poprosiłem, mając nadzieję, że się zgodzi, przecież to jeszcze chwila nic na tym nie straci.
- Nie Miki ani minuty dłużej - Odpowiedział twardo, co również mi się nie spodobało, że niby czemu? Nie fer, jeśli dziś tego nie zrobię, jutro będę miał dużo więcej pracy na głowie.
- A to dlaczego? - Mruknąłem niezadowolony, kładąc dłonie na pierś, zachowując się trochę jak małe dziecko.
- Miki jestem zmęczony, mało spałem, czeka mnie ciężki dzień, w pracy dlatego bardzo cię proszę, wracajmy już - No i to zdanie mnie przekonało, nie będę go męczył, jeśli ewidentnie ma już wszystko dość.
- No dobrze, tylko schowam dokumenty i możemy iść - Zgodziłem się, wracając do stołu, aby podnieść to, co na nim leżało.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz