Słysząc za sobą głośny warkot odwróciłem się gwałtownie, wyciągając miecz. Nie byłem w najlepszym stanie jak chodzi o walki, ale nie zamierzałem tak po prostu dać się zabić, chociaż nie spodziewałem się tu wilkołaków. Miejsce to należało przez kilkadziesiąt lat do kraju, czyli do króla, a teraz jest moje. Wygląda na to, że ktoś się za specjalnie tym nie przejął. I sądząc po listach, które tu znalazłem, najprawdopodobniej jest to ktoś z jego rodziny.
Nim obcy wilkołak mnie dopadł, Haru pierwszy rzucił się na niego, wdając się w walkę i ciężko było mi rozpoznać w tej szamotaninie, który z nich to mój narzeczony. Za szybko się poruszali, za bardzo podobni do siebie byli, a ja nie chciałem przypadkiem trafić mojego ukochanego. Dlatego więc postanowiłem trzymać broń w pogotowiu, chcąc wymierzyć nią w tego wilkołaka, który się na mnie rzuci. Tak chyba będzie najbezpieczniej.
Po czasie oba wilkołaki odsunęły się od siebie, oba tak samo pokiereszowane. Haru stanął przede mną, szczerząc zęby w stronę tego drugiego, który przyglądał się nam z nieufnością. Skoro już mamy przed sobą wilkołaka... może by tak wykorzystać tę sytuację? Tylko, czy teraz, taki poraniony, będzie chciał z nami rozmawiać? Cóż, nie zaszkodzi spróbować. W razie czego mam tutaj wielkiego, groźnego wilkołaka, który obroni mnie przed tym drugim.
– Nie jesteśmy tutaj po ciebie – odezwałem się spokojnie, starając się załagodzić sytuację. Wrogi wilkołak spojrzał na mnie z wyrzutem, warcząc cicho. Haru odpowiedział mu po swojemu. Rozumieją się? Może by mu powiedział, że to małe nieporozumienie. To by nam znacznie ułatwiło to wszystko. – Cóż, ty zacząłeś. Nie miej do mnie pretensji. Ale możemy się dogadać. Nie wszystko musi się od razu sprowadzać do walki.
Bestia spojrzała to na mnie, to na Haru, coś tam sobie parsknęła i powoli, nie spuszczając z nas wzroku, opuściła pomieszczenie. Schowałem więc miecz i podszedłem bliżej Haru, kładąc dłoń na jego grzbiecie. Dobrze, że go nie zabił. Być może uda nam się zdobyć nauczyciela dla niego.
– No już, możesz się odmienić – odezwałem się do niego cicho, gładząc jego skórę. Haru odwrócił łeb w moją stronę, patrząc na mnie z lekkim wstydem. Ewidentnie adrenalina buzowała w jego żyłach nie pozwalając mu na powrót, dlatego podszedłem jeszcze bliżej, bez strachu przytulając go do siebie. Haru oddychał głęboko, wdychając mój zapach do płuc, co go uspokajało i po kilku chwilach stał przede mną stał przede mną mój ludzki narzeczony taki, jakiego pan Bóg stworzył. – Zaraz ci coś wykombinuję. Wiesz, gdzie jest? – spytałem, zaglądając do szafy w poszukiwaniu jakichś rzeczy dla niego.
– Na górze. Nie rozumiem, czemu chcesz z nim gadać, chciał cię zaatakować. Gdyby nie ja, byłbyś martwy. Twoja przemowa nic nie dała, nie atakował dalej ze względu na mnie, coś we mnie wyczuł – bąknął, zabierając ode mnie ubrania, które szybko zaczął przymierzać. Były odrobinkę za duże, ale na tę chwilę niczego lepszego dać mu nie mogę.
– Może krew? Jeżeli dobrze rozumiem listy, które znalazłem, to jest twój wuj – wyjaśniłem, patrząc w kierunku drzwi. Jeżeli jest to wuj, być może poprowadzi bratanka przez ten trudny okres, jakim jest wilkołactwo. Gorzej, jak okaże się rasistą, i będzie nienawidzić ludzi, przez co będzie delikatnie to ujmując niechętny wobec mnie, a nawet i Haru przez to, że jest w połowie człowiekiem. Chociaż, mnie to tam może nienawidzić, jakoś to zniosę, byleby Haru pomógł.
<Piesku? c;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz