środa, 12 czerwca 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Taka obietnica była mi potrzebna. Jeszcze nie wiem, jak to z jego obietnica wyjdzie, ale na razie tym się zadowolę. Tego potrzebowałem. Potrzebowałem, by był blisko mnie, i nigdzie sam nie chodził. Nie dość, że coś się mu może stać, to ktoś może mi go odebrać. Nie, on nie może wychodzić sam. Nie lubię, kiedy wychodzi sam. Jeżeli bardzo będzie chciał wychodzić z domu, to możemy iść na spacery z Psotką, ale razem. Nigdzie i nigdy samemu.
- Jak potrzebujesz gdzieś wyjść, musisz mi powiedzieć. I wtedy wyjdziemy razem – odparłem, kiedy się ode mnie odsunął.
- Będę o tym pamiętał – odezwał się, uśmiechając się do mnie lekko. Nie kłamał mnie, prawda? Nie mógł mnie przecież okłamać. Jako anioł nie mógł kłamać. Tak więc teraz będę czekać na jego znak, kiedy będzie chciał wyjść. I wtedy wyjdziemy. No chyba, że będzie padać. Wtedy co najwyżej może wyjść na ogród, a ja będę go obserwować przez okno. Albo wyjdę na taras. Sam już nigdy nie zostanie. 
- I już nigdy mnie nie opuścisz? – zapytałem, tak dla czystej pewności. Ja to po prostu musiałem usłyszeć. Wtedy będę szczęśliwy, i pewny, że mnie nie zostawi. Bo ja bym bez niego nie przeżył. Potrzebuję go bardziej niż powietrza, i to dosłownie, bo powietrza za bardzo nie potrzebuję. Po co mi w końcu powietrze, bez niego da się żyć. Ale jak tu żyć bez Mikleo? No nie da się. 
- Nigdy, przenigdy. I nawet śmierć nas nie rozdzieli – obiecał, na co się uśmiechnąłem się szeroko i połączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku. Tego potrzebowałem. Tej pewności, że mój Miki będzie przy mnie. 
- To dobrze. Bo nie przeżyłbym bez ciebie – odparłem, przytulając go mocno do siebie. 
- I ja bez ciebie – wyznał, opierając głowę o moją klatkę piersiową. 
W ten sposób spędziliśmy większość czasu, na kanapie, wtulając się w nasze ciała. Tylko tego potrzebowałem. Musiałem odreagować ten moment, w którym to zauważyłem, jak Mikleo wita się z naszym sąsiadem. Dalej mi się to nie podobało, że on chce mieć z nim taki dobry kontakt. Coś takiego musi mieć ten Ren w sobie, że Mikleo do niego ciągnie. Co prawda, powiedział mi przed chwilą, że to nic, ale może nie jest tego świadom. Może coś ciągnie go do niego podświadomie. Może to, że jest człowiekiem. Albo ma brodę. Albo dojrzalej wygląda, no bo jest starszy. A może to wszystko na raz? Nie mogę tego negować. 
- Powinienem nakarmić zwierzaki – odezwałem się cicho po dobrej godzinie. Albo dwóch. A może nawet i trzech? Nie mam pojęcia. 
- Jeszcze chwilka – poprosił Mikleo, nie za bardzo mając ochoty się ode mnie odsuwać. I muszę przyznać, to było bardzo miłe. Też nie chciałem się od niego odsuwać, ale nie miałem wyjścia. 
- Coś czuję, że za chwilę Klucha może zacząć nas jeść. Wrócę do ciebie zaraz, najszybciej, jak tylko mogę – odezwałem się, całując go w nosek. Naprawdę szybko się ogarnę, dam kotom, dam pieskowi, wypuszczę ją na zewnątrz i już do niego wrócę. I znów sobie możemy leżeć. Tylko, tak sobie jeszcze myślę, nie jest trochę za późno? Dzieci nie powinny już wrócić? Może powinienem po nie pójść? Gdybym jeszcze tylko wiedział, gdzie one są...

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz