Gdzie były dzieci? No tak trochę go tu nie było i nie wie, że nasza cała rodzina ukrywa się od roku w Azylu, gdzie były bezpieczne i to zdecydowanie bardziej bezpieczne niż tu.
- Znajdują się w Azylu, pamiętasz? Wysłałeś każde z naszych dzieci do dziadka, aby ten w razie czego był w stanie ich ochronić - Wytłumaczyłem, przez cały ten czas patrząc mu prosto w oczy, do których powoli już się przyzwyczaiłem, nie były wcale aż takie złe, z każdą minutą stawały się coraz to przyjemniejsze dla okna.
- Może i lepiej, nie wiem, czy chciałbym, aby mnie takiego zobaczyli - Jego zdanie trochę mnie zaniepokoiło, uparcie twierdzi, że dzieci będą przerażone jego widokiem, chociaż tak naprawdę wcale tego nie wie, oczywiście ja byłem przerażony, ale nie jego wyglądem a tym, co uczynił, byłem przerażony jego czynami, z którymi już się pogodziłem, teraz i tak już niczego nie cofniemy, a jedyne co zrobić musimy to wspólnymi siłami zadbać o jego zdrowie psychiczne i zachowania, które mogą być czasem zdecydowanie nieodpowiednie.
- Sorey przestań, przecież już ci coś mówiłem, na ten temat to twoje dzieci zrozumieją to, co uczyniłeś i dlaczego wyglądasz tak, a nie inaczej - Uspokoiłem go, a raczej taki był mój cel, nie chciałem w końcu, aby patrzył na siebie krytycznym okiem. Ja rozumiem, że będzie teraz bardzo ciężko, ale damy radę jakoś to przetrwać. - Zresztą niedługo sam się przekonasz, gdy tylko dojdziesz do siebie, ruszymy do Azylu, a tam, gdy już spotkasz nasze dzieci, chętnie zechcesz wrócić z nami tu do domu - Dodałem, może i trochę naiwnie uważałem, że wszystko będzie dobrze, ale kochałem go i bardzo nie chciałem, aby stało się inaczej..
- Miki, nie możemy wrócić, nie to ja nie mogę tutaj już wrócić - Jego zdanie trochę mnie zaskoczyło, dlaczego mielibyśmy tutaj już nie wrócić? Co takiego się wydarzyło?
- Dlaczego? - Zapytałem, chcąc wiedzieć, co takiego kryje się w jego umyśle.
- Owieczko proszę pomyśl, jeśli tu wrócę, a ludzie zobaczą mnie jako demona, to wiesz, że będą próbowali mnie zabić. A co jeśli skrzywdzą was dlatego, że jesteście moją rodziną? Nie mogę na to pozwolić. I właśnie dlatego nie mogę już tu wrócić - Nie pomyślałem o tym, a powinienem, to faktycznie mogło zagrozić całej naszej rodzinie.
- Masz rację, powinienem był o tym pomyśleć wcześniej. - Wstałem z jego kolan, a nawet i z łóżka zaczynając chodzić po pokoju, zastanawiając się, co teraz powinienem uczynić.
- Powinieneś mnie zostawić, pozwolić mnie zabić - A on znów swoje, oszaleć z nim można, ja wiem, że się boi, ale nie musi, ja się nie boje i on też nie powinien.
- Nie Sorey nie pozwolę cię zabić, kocham cię i jeśli ty zginiesz i ja pozwolę im odebrać sobie życie, nie chcę bez ciebie żyć i proszę, nie każ mi, tego znów powtarza. Jeśli będzie trzeba, porzucimy ten dom, zabierzemy nasze zwierzaki, zabierzemy dzieci i znajdziemy nowe miejsce, w którym to nikt nie będzie cię znał - Wytłumaczyłem, odwracając głowę w jego stronę, mając nadzieję, że mnie w tym wesprze, nie powtarzając po raz kolejny tego, czego słyszeć już naprawdę nie chciałem.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz