Zanim ustalę plan działania, musiałem zająć się gośćmi. Podejrzewałem, że zostaną tutaj w domu, na tę noc, wszystko do tego zmierzało. Na szczęście lub nieszczęście, dzieci udały się do Azylu, więc dwa łóżka wolne były. Oby im się tylko nic nie stało... zaskakujące było dla mnie to, że demon się nie pojawił. Na pewno wiedział, gdzie znajduje się Mikleo. I nie był daleko, bo już obok. Nie, żebym narzekał, im dłużej będzie się trzymał od nas z daleka, tym lepiej, no ale nie ukrywajmy, kiedyś się pojawi, prędzej czy później. Chyba, że wie, w jakiej sytuacji jesteśmy, i tak się bawi z nami. To było jeszcze bardziej okrutne z jego strony, i jeszcze bardziej miałem ochotę pokazać mu, gdzie jego miejsce. Czemu Serafiny nie widzą tego, co dostrzegam ja? Potrzebujemy broni pod postacią demona, i to nie byle jakiego demona. Oni są za bardzo ważni dla świata, każdy z nich, a ja? Wróciłem tu dla Mikleo. Celem mojego życia tutaj jest zapewnienie mu bezpieczeństwa. W tym momencie jedynie, jak mogę mu zapewnić bezpieczeństwo, to przemienić się w demona, i stanąć z nim do walki. I jeszcze ją wygrać. To mógłby być problem, bo ja, i moje walki... cóż, z nimi może być różnie. Nie walczyłem za dużo. Nie miałem ku temu powodu przecież. Przywalenie komuś w nos to nie walka. No ale gdybym zdał się na wściekłość, i instynkt? Może to miałoby to jakiś sens. I miałbym jakąś szansę wygrać. Zresztą, nawet jakbym przegrał, to na pewno zdołałbym zająć mu na tyle czasu, by Miki, i cała reszta uciekli. To też jest coś. A ja się w końcu do czegoś przydam, bo jak ja razie... cóż, nic nie robię. Ani nie wiem za bardzo, kim jest ten cały Abbadon, nie mam żadnego pojęcia o tym, i jedyne, co wiem, to to, że tylko pasterz może mu stawić czoła, albo demon, który kiedyś zajmował wysoką pozycję w niebie. Tylko, czy ja zajmuję wysoką pozycję w niebie? Jakąś na pewno, bo nie jestem zwykłym aniołem, ale Serafinem władającym ogniem, tylko czy to jest pozycja na tyle wysoka, bym mógł stawić mu czoła? Nie wiem. Ale dalej uważam, że jest to najlepsze rozwiązanie na ten moment.
Skupiając się na tym, by zmienić pościel, nie myślałem za bardzo o zostaniu demonem. A kiedy już pościel zmieniona, zszedłem na dół, do moich gości. W końcu, nie dość, że trzeba było dotrzymać im towarzystwa, to jeszcze trzeba było nakarmić pozostałe zwierzaki, które już wróciły.
– Chcecie może coś do jedzenia? Picia? Miki, może tobie coś przygotować? – spytałem, zwracając na siebie uwagę innych. Zresztą, zauważyłem, że kiedy tylko zszedłem na dół, wzrok mojego męża od razu spoczął na mnie. To było trochę dziwne. Znaczy, owszem, ja bardzo lubiłem, kiedy się na mnie patrzy, ale teraz... trochę to było niepokojące. Jakby mnie pilnował. Ale po co? Przecież ja tu i tak nie wiem, co robić, by wdrożyć swój plan w życie. Znaczy, mam jeden pomysł, taki drobny, niepewny, i nie wiem, czy zadziała... To się muszę upewnić. Podpytać Lailah. Może spytam, jak to się stało, że Abbadon się demonem stał? To byłoby bezpieczne pytanie, bo nie mam pojęcia za bardzo, kim on jest, i jaka historia się za nim kryję, a skoro chcę z nim walczyć, to trzeba wiedzieć, kto to taki. I może jak będę wiedział, postaram się postąpić podobnie? To jest jakiś początek.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz