Nie byłem zadowolony, że mnie nie posłuchał. Skoro mu powiedziałem, że ma iść odpocząć, to powinien iść odpocząć, a nie robić placki. Gdybym miał czas, to bym mu pokazał, dlaczego powinien się mnie słuchać, bo skoro już wie, jak wygląda nagroda, powinien też dowiedzieć się, jak wygląda kara. No ale właśnie... dzieci zaraz wrócą, a ja tu muszę pranie zrobić. No i jeszcze siebie ogarnąć, chociaż ja nie byłem w takim złym stanie, w jakim to był Miki, kiedy z nim skończyłem, no ale jednak obmycie się było u mnie wymagane, chociażby dla samego samopoczucia.
Nie mając innego wyjścia, wróciłem do prania. Muszę przyznać, że pranie było jedną z moich najmniej ulubionych czynności, jak chodzi o prace domowe. Może dlatego, że muszę trzymać ręce w wodzie, a ja z wodą nie jesteśmy jakoś bardzo za pan brat. Co innego kąpanie się z Mikim, a co innego moczenie rąk, dopóki mi się skóra na dłoniach nie zmarszczy, by sprać z pościeli nasze soki. To chyba jest najmniej przyjemna część naszych przyjemności – pranie. Czemu takie zwyczajne machnięcie dłonią nie może sprawić, że te plamy znikną? Przecież to byłoby piękne. A tak się musze męczyć.
W końcu udało mi się wyprać pościel, z którą poszedłem na górę, na strych, by tam ją wywiesić. Na zewnątrz pogoda niepewna, Mikleo robił obiad, tak więc tylko mi to zostało. I tak właściwie, to bardzo dobry pomysł był, by tutaj rozłożyć taki sznurek. Jak pogoda jest jaka nie taka, albo Miki nie może użyć swoich mocy, albo trzeba ukryć jakieś takie ciuszki mojego Mikleo słodziutkiego, no to ten strych jest idealny do wysuszenia prania.
Po tym wróciłem do łazienki by się umyć, i jako, że dłonie dalej miałem pomarszczone, to zdecydowałem się na szybką kąpiel. Zresztą, uznałem, że im szybciej się umyję, tym więcej będę miał czasu, by pomóc Mikleo. Miałem nadzieję, że jeszcze nie skończył obiadu, bo bardzo chciałem mu pomóc, a tak właściwie, to go wyręczyć. Powinien odpoczywać, tak, jak mu kazałem, a nie pracować. Zrobił dobra robotę, więc powinien odpoczywać, a nie znów pracuje.
Cicho wszedłem do kuchni dostrzegając, że mój mąż dalej przygotowuje obiad. Równie cicho podszedłem do niego i przytuliłem się do jego pleców, owijając ręce wokół jego pasa. Poza tym, musiałem upewnić się, że pod tym uroczym golfikiem jest jego cudowna, czerwona obroża. Obiecał mi co prawda, że będzie ją nosił, ale z nim nigdy nic nie wiadomo. Mógł ją zdjąć, kiedy nie patrzyłem, a przez ostatnią godzinę trochę tak za bardzo na niego uwagi nie zwracałem, więc czas na to miał.
- Cały czas masz obrożę – odezwałem się zadowolony, kiedy wyczułem ją pod materiałem ubrania.
- Oczywiście. Obiecałem ci, że będę ją nosić – stwierdził, na co się uśmiechnąłem szeroko. I to lubiłem słyszeć, i mogłem to słyszeć cały czas.
- Czasem zdarza ci się coś obiecać i słowa nie dotrzymujesz, a tu dotrzymujesz. To bardzo miłe – stwierdziłem, całując go w kark. – A teraz odsuń się. Muszę dokończyć obiad za ciebie, a ty pójdziesz odpocząć – dodałem, oczywiście już gotów do przejęcia pracy.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz