Bałem się o moich najbliższych, tym bardziej że wiedziałem, do czego zdolny jest ten potwór, z resztą widać po tym, co mi uczynił, wciąż jestem słaby i wciąż cierpię i gdyby nie to, że Sorey w porę mnie znalazł, zapewne już byłbym „martwy”, mogąc wrócić na ziemię tylko za zgodą zbawcy.
Nasłuchiwałem wszystkiego, co się działo na dole, rozmyślając o tym, co mogę zrobić, Sorey miał racje, bez Pasterza sobie nie poradzimy niestety i dziadek nie da mu rady, to prawda jest najsilniejszym z serafinów, ale Abaddon był kiedyś na tym samy poziomie co dziadek, a teraz zapewne jest jeszcze silniejszym demonem, a przynajmniej tak mogę wywnioskować z mojej wiedzy. Potrzebujemy kogoś, kto był kiedyś serafinem i stał się demonem, bo tylko on będzie w stanie na ocalić, niestety nie znamy nikogo takiego, oby Lailah coś wymyśliła, nim nadejdzie koniec świata, w niej cała nadzieja.
Nie mogąc tak leżeć, gdy wokół dzieje się coś takiego podniosłem się do siadu, biorąc głęboki wdech, wstając z łóżka, musząc od razu złapać się szafki, aby nie wylądować na ziemi, to będzie naprawdę ciężkie zadanie, oby tylko nie zaliczyć bliskiego spotkania z ziemią, już dziś kilka razy miałem bliskie spotkanie z podłogą, nie chce mieć ich jeszcze więcej.
Idąc bardzo powoli pilnowałem, aby robić krok za krokiem. Wiedząc, że tylko w ten sposób się utrzymam.
Najtrudniej było mi przejść schody, których było naprawdę sporo, oczywiście zawsze było ich tyle samo tylko teraz gdy ledwo chodziłem, było mi naprawdę ciężko.
- Co ty tu robisz? - Od razu usłyszałem głos Edny, która dostrzegła mnie opierającego się o ramę schodów, które podtrzymywały mnie przed wywróceniem się.
- Nie chce być tam sam, poza tym muszę pomyśleć jak go pokonać - Odpowiedziałem, powoli dostając się na kanapę, z czym pomógł mi Zaveid, chwytając mnie pod ramię.
- To trochę nieodpowiedzialne, miałem cię zawsze za mądrzejszego - Stwierdził mężczyzna, pomagając mi usiąść na kanapie. - I muszę przyznać, wyglądasz okropnie - Za to zdanie Edna uderzyła go w łeb, marszcząc swoje brwi. - Ał, a to za co? - Zapytał, masując się bolącej głowie.
- Za twoją głupotę. Ja się czujesz Mikleo? Miałeś naprawdę wiele szczęścia, biorąc pod uwagę twój wygląd, na pewno czujesz się fatalnie - Edna przejęła się chyba mną bardziej i to akurat mnie zaskoczyło. Edna zawsze była bardzo oschła, miło zobaczyć ją taką odmienioną.
- Nie jest tak źle, jakoś sobie poradzę, najważniejsze jest dla mnie bezpieczeństwo moich bliskich - Zapewniłem, poprawiając się na kanapie, nie za wygodnie mi się siedziało, ale i na to nie miałem zamiaru narzekać.
- Nimi się nie martw, oni będą bezpieczni, to my musimy coś wymyślić, aby stawić mu czoła - Zaveid miał racje, teraz tylko to ma znaczenie. - Chociaż zupełnie nie wiemy, jak i zapewne zginiemy - Jego słowa były bardzo pocieszające, teraz to mi się chce walczyć.
- Oh zamknij się, na pewno Lailah coś wymyśli - Mężczyzna znów dostał w głowę parasolką od Edny za mówienie takich głupot.
- Oby, w niej cała nadzieja - Zgodziłem się z Edną, patrząc w okno, za którym już zaczęła się psuć pogoda, wskazując na nadchodzące zakończenie spokojnego życia miasteczka.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz