środa, 19 czerwca 2024

Od Mikleo CD Soreya

 Przebudziłem się gdy tylko usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi do łazienki, nie do końca wiedząc co się dzieje zerknąłem w bok gdzie udało mi się dostrzec mojego męża.
- Jak się czujesz Miki? Już ci trochę lepiej? - Od razu zapytał podchodząc do mnie aby położyć dłoń na moim czole. - Przynajmniej nie jesteś gorący a to już sukces - Stwierdził zadowolony uśmiechając się do mnie łagodnie.
- Czuje się lepiej, chociaż nadal wszystko mnie boli - Przyznałem, powoli podnosząc się do siadu, nie chcąc już leżeć w wodzie, lubiłem przebywać w wodzie ale bali nie była aż tak wygodna aby siedzieć w niej za długo.
- Nie dziwie ci się skarbie, naprawdę mocno cię pokiereszował, jestem aż zdziwiony, że udało ci się dostać do domu - Widząc, że się podnoszące od razu położyły dłonie na moich ramionach. - Proszę nie wstawaj wciąż jesteś w złym stanie - Chciał abym znów się położył nie widząc mojego oporu przez wykonaniem tego zadania.
- Sorey przestań, ja już nie chce leżeć, chce już wyjść - Musiałem się w końcu odezwać nie mając siły stawiać u oporu, który sprawiał mi niepotrzebny ból.
- Dlaczego? Przecież masz tu wolę - Oczywiście, bo woda to wszystko to co do życia mi potrzebne, przydałoby się jeszcze więcej miejsca, co prawda nasza bali mała nie jest ale jest tu mi już niewygodnie,
- Woda to jedno a brak wygody to drugie - Wytłumaczyłem, chwytając jego dłonie aby móc się na nich podeprzeć.
- Dobrze pomogę ci wyjść ale od razu idziesz do sypialni rozumiemy się?  - Oczywiście, musi być zawsze tak jak on chce, na litość pana dałem radę tu dotrzeć, jestem w stanie jako tako chodzić a więc nie musi się aż tak nade mną trząść ja naprawdę jestem w stanie jakoś sobie poradzić całkiem sam bez niczyjej pomocy.
- Dobrze możesz mnie odprowadzić, do sypialni chętnie położę się do łóżka - Mówiłem naprawdę poważnie, ciało mnie bolało, a i tak, póki on mnie obserwuje, nie mogę nic zrobić.
- Dobrze - Od razu wyjął mnie z wody porządnie, ale bardzo delikatny wytarł moje ciało, wiedząc, że sobie z tym nie poradzę, prowadząc mnie do sypialni, kładąc delikatnie na łóżku. - Posłuchaj mnie Miki, teraz pójdę z Lailah do naszych dzieci, aby je ostrzec przed tym potworem, aby nie skończyły tak jak ty - Wytłumaczył, wywołując u mnie lekkie zaskoczenie, a więc zostanę sam? No może nie sam, ale z dziećmi, które nie specjalnie zazwyczaj zwracają na nas uwagę.
- W porządku możesz iść, ja sobie tu sam jakoś poradzę - Przyznałem, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Nie będziesz sam kochanie, Edna i Zaveid będą tu z tobą, żeby cię przypilnować i w razie czego pomóc ci z jakimiś problemami - To zdanie akurat już mi się nie podobało, to było nie fer, przecież ja byłem w stanie poradzić sobie sam, nie potrzebowałem niczyjej opieki lub pomocy.
- Po co? Przecież mogą pójść z wami - Zauważyłem, nie chcąc, aby ktoś tu pozostawali, utrudniając mi wszystko.
- Nie, nie mój drogi, ktoś musi cię pilnować, oboje dobrze wiemy, że możesz coś kombinować lub nie daj Boże, będziesz chciał uciec, a więc nie mogę pozostawić cię tu samego, bo wiem, na co cię stać - Oczywiście przejrzał mnie, co ciężkie nie było, znał mnie bardzo dobrze, a więc wiedział, na co było mnie stać..
- Dobrze, nie będę sprawiał ci większych problemów, idźcie i wracajcie szybko, on tu przyjdzie, aby dokończyć to, co zaczął, zabierz dzieci do zamku, tu grozi im niebezpieczeństwo - Poprosiłem, doskonale wiedząc, że jeśli się tu pojawi, będzie w stanie dopaść każdego z nas, nawet dzieci, których nie będziemy w stanie przed nim uchronić.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz