Dokładnie zmierzyłem go wzrokiem, od stóp do głowy, by ocenić, w jakim jest stanie. Miałem nadzieję, że po mojej subtelnej aluzji o listach napisze mi jakiś. Może pochwalić się swoimi osiągnięciami. Może zapytać o moje zdrowie. A może i nawet ponarzekać na wujka. Niezależnie, co by mi odpowiedział na moją wiadomość, ucieszyłbym się. Mógłby mi odpisać nawet jednym zdaniem, ale to by mi w zupełności wystarczyło. Niezależnie od tego, czy był zmęczony czy nie, chwilkę czasu na pewno by znalazł, chociażby te głupie dziesięć minut.
– Więc dopiero teraz cię interesuje, co ze mną? – spytałem niezadowolony, unosząc brew. Ja wiem, że Haru ciężko trenował przez ten tydzień, ale nie wymagałem od niego nie wiadomo jak długiego listu.
– Nie no, zawsze mnie interesuje, co z tobą – wyznał, delikatnie marszcząc brwi, jakby nie był w stanie zrozumieć, o co mi chodzi.
– I to dlatego nie odpisałeś na mój list? – spytałem, nie przestając mrużyć gniewnie oczy.
– Jaki list? – pytał dalej, przechylając głowę.
– Formalnie listem nie można było tego nazwać, ale nie zmienia to faktu, że oczekiwałem od ciebie odpowiedzi na moją wiadomość – odparłem, powoli zabierając się za rozsiodłanie mojego wierzchowca, a także za zdjęcie z niego jedzenia oraz swoich rzeczy. Skoro już tu przyjechałem jasne jest, że zostanę tutaj dłużej. Moje żebra muszą odpocząć, to po pierwsze, a po drugie chciałbym spędzić trochę czasu z moim narzeczonym, nawet jak jestem na niego zły. Ale to oczywiste, że oczekuję od niego przeprosin. I porządnego wytłumaczenia. Bez tego nawet niech mnie nie dotyka.
– Ale ja od ciebie niczego nie dostałem – wyznał, nie odsuwając się nawet na krok ode mnie.
– Dostałeś. W drugiej przesyłce. Twój wuj ją odebrał, czego robić w sumie nie powinien, bo te rzeczy są dla ciebie, nie dla niego. Ty ponoć nie mogłeś podejść– odpowiedziałem, podając mu torbę z jedzeniem na dzisiejszy obiad i jutrzejsze śniadanie.
– No faktycznie, przynosił coś niedawno, zostawił w kuchni i jak rozpakowywałem to wszystko, no to żadnego listu nie było. Zauważyłbym – wyjaśnił.
– Może był, tylko go wyrzuciłeś do śmieci – mruknąłem niezadowolony. Nie był to w końcu duży list, ot małe zawiniątko przewiązane wstążeczką. Pewnie podczas wyjmowania produktów mu spadło i nie zauważył. Albo odwiązała się wstążka i wziął to za zwykły śmieć. A to chyba jeszcze gorsze. – Żebra bolą mnie po podróży, chcę tu zostać do jutra – zarządziłem, zdejmując z mojego wierzchowca siodło.
– Hej, naprawdę niczego tam nie było. Nie pominąłbym czegoś od ciebie – odezwał się, nie za bardzo chcąc odpuścić ten temat.
– To jak wytłumaczysz fakt, że listu nie było? – spytałem, odwracając się w jego stronę, by móc spojrzeć w jego zmęczoną twarz. List był w torbie, pomiędzy produktami, na pierwszy rzut oka niewidoczny.
– Ja go zabiję – warknął, stawiając torbę na ziemi i idąc w stronę rezydencji. Jak szedł do rezydencji, to mógł to od razu wziąć.
– Wszystko na mojej głowie – westchnąłem cicho, poprawiając na ramieniu torbę z moimi rzeczami i podchodząc do tej torby z jedzeniem, by ją wziąć. Przeciążać się nie powinienem, zwłaszcza, że przez ostatnie tydzień tak nie do końca pozwalałem sobie na odpoczynek i nie dbałem za bardzo o to, by uważać na swoje żebra. Ślub i przygotowania były zdecydowanie ważniejsze.
<Piesku? c;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz