sobota, 15 czerwca 2024

Od Soreya CD Mikleo

 No i w końcu mój mąż mówił z sensem. To, to ja akurat cały czas mogłem robić, niezależnie od dnia i pory. Bez słowa zająłem miejsce obok niego, od razu mocno go do siebie tuląc. A Mikleo oczywiście od razu wtulił się mocno w moje ciało, mrucząc cicho z zadowolenia, jak kicia, co było strasznie urocze. Od razu też jednak zauważyłem, że jego ciało było jakieś takie ciepłe. A ciepłe być nie powinno. Może to przez kąpiel?  No i też może być przez wino. Zdecydowanie za bardzo je lubi, co mnie osobiście zaskakiwało. Co takiego było w winie? Było całkiem smaczne, owszem, ale to chyba wszystko, co mogę o nim powiedzieć. No i czemu tak dziwnie się po nim zachowywał? Wypiłem przecież tyle samo, co on, i ja tam się zachowywałem bardzo normalnie, jakbym soczek wypił tylko. 
- W porządku? – spytałem, poprawiając jego włosy, które opadały na jego czoło. Powinienem je związać na noc. Co prawda, nocy jeszcze nie ma, ale coś mi się tak wydaje, że on na dzisiaj to ma dosyć. I nasz seks z rana go wykończył, i to wino, i też nie wiem, czy ta kąpiel była dobra, skoro cały czas taki cieplutki jest. Ja lubię ciepło, ale nie u Mikiego. Mimo wszystko wolę, by Mikleo był chłodny, bo to oznaczało, że jest zdrowy. Są pewne wyjątki, jak na przykład podczas seksu, wtedy im bardziej rozpalony, tym lepiej. 
- Teraz już tak – wyznał, przymykając swoje oczy. No i co ja miałem zrobić? Skoro on twierdził, że wszystko jest w porządku, musiałem mu zaufać. A jutro może przejdziemy się nad jezioro, jak dzieci nie bę... a nie, jutro weekend, to będą. Albo nie będą, bo mieli tam do kogoś iść, do jakichś znajomych się pouczyć, czy coś takiego. Tak więc, dom będzie wolny. Zresztą, nawet jakby byli, to czy to coś zmienia? Dzieciaki są już przecież duże, mogą chwilowo zostać same, a my możemy robić praktycznie co chcemy. Tak więc jutro weźmiemy Psotkę na spacer i jego nad jezioro. Oby tylko nie padało, bo jak będzie padało, to ja chyba wolałbym zostać w domu. No ale jednak na spacer z pieskiem trzeba wychodzić, pomimo pogody. A jak będzie padać, to Miki będzie przeszczęśliwy. To może nawet lepiej, by padało. Ja tam to jakoś przeżyję. Nie mam w końcu za bardzo wyjścia.
Tak więc gładziłem go po plecach uspokajająco czując, że powoli mi tutaj odpływa. Jego oddech staje się coraz bardziej spokojny i równomierny, tak więc domyślałem się, że już zasnął, i to tak mocno wtulony w moje ciało, że obawiałem się ruszyć, bo jak się ruszę, to na pewno go obudzę. Nie to, że się jakoś bardzo chcę z tego łóżka ruszać, bo tak nie do końca chcę, ale muszę. Muszę nakarmić kociaki, i Psotkę... co prawda, dzieci mogłyby to zrobić, w końcu są duże i wiedzą, że zwierzaki muszą jeść, i że trzeba się nimi zająć, ale czy to zrobią? Zawsze to ja to robiłem, albo Miki, może im to go głowy nie przyjść. Ale póki zwierzaki nas nie atakują, no to chyba nie ma sens wstawać, więc tak sobie jeszcze mogę przy mojej Owieczce poleżeć.

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz