Będzie dobrze? Na jakiej postawie to twierdzi? Nawet pies wie, że nie jesr m bezpieczny. Nie winię jej. Jest bardzo mądrym psiakiem i czuje zło we mnie. Zło, które to należało unicestwić. Nawet psiak to wiedział, a przecież to tylko zwierzę, które nie ma tak rozwiniętych zmysłów jak istota rozumna, a jest mądrzejszy od Mikleo w tej kwestii.
A skoro pies się mnie boi, i nie poznaje, to co to będzie z dziećmi? Nie wiem, ale bardzo boję się, jak zareagują. Na pewno będą przerażone. I nie będą chciały do mnie podejść, zupełnie jak Psotka. Będą mnie unikały, bały się mnie, i nie wiemy, czy nie lepiej by dla nich było, gdyby myślały, że umarłem w tej walce przeciwko Abaddonowi. Miałem taki piękny plan, poświęcę się, ochronię wszystkich, zabiję demona i umrę. I co? I Miki musiał za bardzo mnie kochać. To kochane z jego strony, ale w tym wypadku powinien odpuścić, i to dla mojego dobra, i jego, i naszych dzieci.
– Dzieci też będą się mnie bać – odezwałem się zasmucony, kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy. Im dłużej byłem obudzony tym dłużej uważałem, że jest to zły pomysł, i bardziej obawiałem się tego wszystkiego. Mikleo chce przy sobie dawnego mnie, który nigdy nie powróci. A kiedy się zorientuje, że jestem zagrożeniem, będzie już za późno.
– Nie będą. Zrobiłeś to, by nas uratować, zrozumieją to – starał się mnie uspokoić, ale to tak średnio mu szło.
– Ty tego nie zrozumiałeś. One też tego nie zrozumieją, albo co gorsza, jeszcze pójdą w moje ślady, to byłoby okropne – powiedziałem, spuszczając wzrok.
– Wszystko będzie dobrze. Dalej jesteś przecież dobry. Kochasz mnie, kochasz dzieci, a to dobra emocja. I jeszcze masz mnie, będę cię pilnował, pokazywał, co jest dobre, i pilnował, by to dobro kiełkowało w tobie. Jak dasz mi sobie pomóc, wszystko będzie dobrze – obiecał, uśmiechając się do mnie łagodnie. W jego ustach to wszystko brzmiało tak idyllicznie, i idealnie, że bardzo chciałbym w to uwierzyć. Ale Amon cicho podszeptywał, że wcale tak nie będzie. I to mnie martwiło bardzo.
– Nie uważasz, że to jest zbyt ryzykowne? Dla ciebie i dla dzieci? – spytałem, patrząc się na jego dłoń, na której znajdowała się obrączka. Właśnie, obrączka, będę musiał znaleźć swoją. Abaddon chciał, bym ją zniszczył, co niby uczyniłem, ale w rzeczywistości oczywiście ją schowałem. Nie byłbym w stanie zniszczyć znaku naszej miłości. W końcu, robiłem to wszystko dla niego, i dla dzieci, które wyniknęły z naszej miłości. Jak mógłbym zrezygnować z czegoś takiego? I to zniszczyć? Jak tylko wydobrzeję, będę musiał po to wrócić.
– Jesteśmy rodziną. Jeżeli tylko będziemy razem, damy sobie radę ze wszystkim – odpowiedział, całując mnie w nos.
– Tylko chyba nie jesteśmy razem. Nie widziałem nigdzie dzieci. Gdzie one są? – spytałem, trochę tym tematem zainteresowany. Interesowałem się także tym, co się stało się z naszymi starszymi dziećmi. Ostatni raz, kiedy je widziałem, było to w czasie, kiedy Abaddon napadł na miasto, i było to przez dosłownie kilka minut. Misaki może trochę dłużej, bo należało ją odprowadzić do zamku, ale to nie było wystarczające. Bardzo chciałbym się z nimi spotkać, ale to było niemożliwe. Dopiero by szok przeżyli. Nawet nie wiem, czy jest tu bezpiecznie. Jak ludzie się dowiedzą o mojej przemianie, mogliby nie do końca dobrze zareagować. Pięć minut jestem obudzony i nic nie wskazuje na to, że pozostawienie mnie przy życiu było dobrym pomysłem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz