czwartek, 27 czerwca 2024

Od Mikleo CD Soreya

To mi nie pomagało, wręcz przeciwnie czułem się jeszcze gorzej, nie chciałem, aby mnie opuszczał, nie chciałem znów zostać sam, jeśli to zrobi, odbiorę sobie życie, może to podłe, ale nie jestem w stanie już bez niego żyć, czy członek, anioł lub demon nie ma to dla mnie znaczenia, zakochałem się w nim i już nigdy nie pokocham nikogo, anioły zakochują się tylko raz w życiu, a gdy ich połówka odchodzi z tego świata, pozostają już na zawsze same, pogrążone w żałobie w ostateczności odbierając sobie życie. I mnie będzie to czekało, jeśli znów mnie opuści, jeśli znów zobaczę, że umiera na moich oczach, nigdy się z tym nie pogodzę.
- Sorey nie patrzę na ciebie z obrzydzeniem, patrzę z przerażeniem. Wiedząc, co zrobiłeś, nie przeszkadza mi twój wygląd, nigdy nie miał dla mnie znaczenia, to twoja dobroć, radość i szlachetne serce mnie do ciebie przyciągało, teraz jest tak samo. Mimo że jesteś demonem, wciąż jesteś moim kiedyś przyjacielem a teraz mężem, w ciąży masz w sercu dobro, chcesz dla nas jak najlepiej, a to oznaka dobra i miłości, masz piękne serce, mimo że już tego nie widzisz, z wyglądu może i stałeś się demonem, ale tam w środku dalej jesteś tym samym głupiutkim mężczyzną, którego kocham, nie chcę zostać sam, już za długo kazano mi być samotnym, za dużo tu wycierpiałem, bez ciebie to miejsce nie będzie miało już sensu, nie chcę tu żyć sam - Wytłumaczyłem, mając nadzieję, że i on mnie zrozumie, potrzebuje go, niech to w końcu zrozumie.
Sorey westchnął cicho, głaszcząc mnie po głowie.
- Już nie płacz owieczko, nie mamy na to czasu, Abbadon chce, abym przyprowadził mu Lailah, muszę z nią porozmawiać - Ucałował mnie w czoło, odsuwając delikatnie od siebie, ruszając w stronę pani jeziora, z którą chciał porozmawiać.
Nie uczestniczyłem, w tej rozmowie czekając na rozwój sytuacji, nie miałem pojęcia jak mam z nim rozmawiać, jak przekonać do swoich słów, wiedziałem tylko jedno, ja go nie zabije i reszta też tego nie zrobi..
Lailah z resztą opuściła dom z poważną miną.
- Ruszamy do opuszczonego domu, będę przynętą, wy trzymajcie się z daleka, w odpowiednim momencie pojawicie się, aby pomóc nam pokonać Abbadona - Objaśniła, nie czekając na żadne odpowiedzi, ruszając w drogę, tuż za moim mężem każąc nam poczekać, nim ruszymy za nimi.
Bez słowa ruszyłem w drogę, wciąż nie dopuszczając do siebie myśli zabicia Soreya, on jest szalony, jeśli myśli, że tak szybko pozwolę mu odejść.
Podczas podróży nikt nie przetrwał, chociaż na chwilę ciszy stresując się nadchodzącym spotkaniem z demonem.
Nie wiele byliśmy w stanie usłyszeć ani wywnioskować z tego, co działa się w tym okropnym opuszczonym domku aż do chwili wezwania nas przez Lailah i spotkania z demonem.
- Mogłem się tego spodziewać - Syknął zły Abbadon, gdy tylko nas dostrzegł. - Zdradziłeś mnie i tego pożałujesz - Mężczyzna rzucił się na Soreya, a my nie mogąc na to patrzeć, dołączyliśmy do walki, która była długa i męcząca. Abbadon to silny przeciwnik i nie łatwo było go pokonać zapewne, gdybym nie przemiana Soreya naprawdę byśmy sobie nie poradzili jak dobrze, że tu był nawet w tak innej dla mnie postaci.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz