Przespałem całą noc, rano czując się nawet dobrze, co prawda wciąż wszystko mnie bolało, ale nie było to już aż tak męczące, jak jeszcze dnia wczorajszego.
Nie mogąc się rozciągnąć, powoli podniosłem się do siadu, rozglądając się po naszej sypialni w poszukiwaniu Soreya, którego nigdzie nie było.
Odruchowo położyłem dłoń na drugiej połówce łóżka, aby sprawdzić, jak dawno wstał z łóżka.
Coś od razu mnie zaniepokoiło, dlaczego łóżko po jego stronie było już zimne? To naprawdę mnie martwiło.
Niepewnie wstałem z łóżka, musząc opuścić sypialnię, aby sprawdzić, gdzie jest Sorey. Przez cały czas miałem nadzieję, że gdzieś go tu znajdę, że z kimś rozmawia, wszystko tylko nie jego brak.
- Wyspałeś się śpiochu? - Od razu usłyszałem głos Zaveida, który zajmował kanapę w naszym salonie, gdzie była również Edna i Lailah patrzące na mnie z łagodnym uśmiechem na swoich twarzach.
- Był tu gdzieś Sorey? - Od razu musiałem zapytać, ruszając do kuchni na poszukiwanie mojego ukochanego.
- Nie było tu Soreya, myśleliśmy, że jesteście razem w sypialni - Lailah wstała z fotela, ruszając za mną, aby tak jak i ja rozejrzeć się po całym domu, a nawet podwórku poszukując go, gdzie się tylko da.
- Nie ma go, na pewno uciekł, chce zrobić coś głupiego, muszę go znaleźć i to jak najszybciej - Nie obchodziło mnie to, co się stało z moim ciałem, musiałem go znaleźć i uchronić przed zrobieniem czegoś głupiego.
- Mikleo czekaj, nie dasz rady go dogonić, nie wiemy, nawet gdzie poszedł - Kobieta myśląca zdecydowanie bardziej niż ja. A mimo to, że zgodzić się z nią musiałem, nie chciałem tego zrobić, musiałem go szukać, musiałem się upewnić, że wszystko z nim dobrze, że nie zrobił niczego głupiego.
- Nie mogę Lailah, nie mogę. Ja muszę go odnaleźć, jeśli nie będę miał go na oku, on zrobi coś głupiego, może coś sobie zrobić lub co gorsza, zbliżyć się do demona a tego nie będzie w stanie przeżyć - Ta myśl mnie przerażał, jeśli on umrze, nie przeżyje tego po raz drugi, a jeśli mnie do tego zmusi, to odnajdę go, sprowadzę na ziemię i znów zabije, pożałuje tego, co zrobił.
- Mikleo uspokój się, to nic ci nie da. Rozumiem, że się o niego boisz, ale szukanie go nie ma w tej chwili najmniejszego sensu, nawet nie wiemy, gdzie mamy go szukać a bez tego trudno będzie za nim ruszyć - Lailah nie rozumiała tego, co czuję, nie rozumiała jak bardzo się boje o ukochanego, którego już raz straciłem, musiałem go odnaleźć, nie chciałem się poddawać.
Mimo jej słów ruszyłem przed siebie, znów odczuwając ból całego ciała, który uniemożliwiał mi dalszą drogę.
Czując chęć wymiotowania z bólu, oparłem się o płot, nie potrafiąc pójść dalej.
- Mikleo - Pani jeziora podeszła do mnie kładąc dłoń na ramieniu.
- Lailah, jeśli mu się coś stanie... Ja, ja naprawdę tego nie przeżyje - Łzy popłynęły mi z oczu w bezradności, ja naprawdę nie mam siły przeżywać tego jeszcze raz.
- Coś ty wymyślił głupku? - Moje pytanie nie miało sensu, on nie odpowie, a ja mimo to pytam. Chcąc, aby potoczyło się to zupełnie inaczej.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz