niedziela, 30 czerwca 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Oczywiście dla Mikleo wszystko było takie łatwe. Gdyby tylko wystarczyło nam zmienić miejsce zamieszkania, świat byłby piękniejszy. Obawiałem się jednak, że to nic nie da. Nie dość, że śmierdzę piekłem na kilometr, to wyglądam, jakbym się wygrzebał prosto z czeluści piekielnych. Musielibyśmy znaleźć miejsce, w którym to demony są akceptowane, byśmy byli bezpieczni. Znaczny, bym ja bym bezpieczny, bo oni beze mnie są bezpieczni, no ale Miki'emu chyba nigdy nie przyjdzie do głowy, by mnie zostawić. I nieważne, co bym nie powiedział, on mnie nie zostawi. 
Nic nie odpowiedziałem wiedząc, że to nie ma sensu. Mikleo mnie nie zostawi, a więc teraz muszę dopilnować, by był bezpieczny. Może nie będę jego kochanym Soreyem, ale będę mścił się na każdym, kto chociażby krzywo na niego spojrzy, no jest to najcudowniejszy anioł na świecie i zasługuje na najcudowniejsze zachwianie przez każdego człowieka na tej ziemi. 
– Chcesz może coś słodkiego? – spytał nagle, co mnie zaskoczyło. Coś słodkiego? Próbowałem sobie przypomnieć smak słodyczy, ale nie potrafiłem. Jedyny smak, jaki potrafiłem sobie przywołać, to metaliczny posmak krwi. Oj, krwi to przez ostatni rok miałem naprawdę dużo krwi. Na tyle dużo, że wyparłem całkowicie inne smaki, nawet jeżeli wcześniej dobrze je we znałem. 
– Nie wiem. Nie pamiętam, jak to smakuje. Ale chyba nie, nie potrzebuję jedzenia, ani picia – odpowiedziałem po chwili zastanowienia. Według Abaddona, nie powinienem się uzależniać od ludzkich, przyziemnych rzeczy, bo właśnie takie drobnostki mogą być moją słabością. A skoro chcę chronić mojego męża przed całym tym światem, nie mogę nie żadnych słabości. Mikleo jest moją słabością, podobnie jak moje dzieci. Więcej słabości nie potrzebuję. 
– Więc ci przyniosę gorącą czekoladę. Bardzo ją kiedyś lubiłeś – przypomniał mi, czego w sumie nie musiał. 
– Tak, wiem, to pamiętam, ale nie mogę sobie przypomnieć, jak ona smakuje. I chyba nie chcę. Bo jeżeli mi znów zasmakuje, to stanie się to moją słabością. A muszę być w jak najlepszym stanie, by ci pomóc, i obronić – wyznałem, patrząc przez okno. Nie chciałem na niego patrzeć, by go nie peszyć i nie przerażać. Moje oczy do najpiękniejszych nie należały. Wcześniej miałem nienajgorsze te oczy, taki rubin, który Mikleo się podobał, ale teraz? Teraz kolor tęczówek przypomina ciemnoczerwoną krew, a białka przybrały kolor czarny. To nie mogło dobrze wyglądać. Dlatego im mniej będę na niego patrzył, tym lepiej dla niego. 
– Gorąca czekolada to żadna słabość, tylko zwykły napój. A skoro nie pamiętasz smaku, to najwyższa pora sobie przypomnieć. Będę twoim przewodnikiem w tym nowym życiu, ale jeżeli nie będziesz chciał i próbował, nic z tego nie wyjdzie – odezwał się, na co westchnąłem cicho. Osobiście, nie widziałem w tym sensu, ale też wiedziałem, że mój mąż się nie podda, a ja bardzo nie chcę mu sprawić przykrości. 
– Postaram się – odezwałem się, w końcu się dla niego poddając. Niech już ma, skoro to sprawi, że się będzie lepiej czuł. 
Mikleo ucieszył się, ucałował mnie w policzek i zszedł na dół, zostawiając drzwi otwarte. Psotka nieśmiało zaglądała do środka, patrząc na mnie nieufnie, ze zjeżoną sierścią. Ale wyrosła na piękną psinkę... odezwałem się do niej łagodnym głosem, ale w zamian otrzymałem tylko warczenie, dlatego zostawiłem ją w spokoju i wróciłem do wyglądania przez okno. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz