Nie podobało mi się to, że Miki nie poszedł nad jezioro, tak jak to prosiłem. Przecież to było dla jego dobra. Nie idąc tam, robi sobie na złość. Jak jutro tam nie wyruszy, sam go zaniosę. Złamię tym samym moje postanowienie odnośnie dotyku, ale to będzie tego warte. Muszę zadbać o jego zdrowie. Po prostu go zaniosę na miejsce i wrócę, chciałbym dokończyć ten płot dokończyć, zanim się osunę w cień. Oczywiście nie muszę tego robić, to nie jest wymagane, nikt mi tego nie każe, ale jakoś tak chciałem dokończyć robotę. Zresztą, co innego miałem robić? Nie lubiłem siedzieć bez pracy. Ani w ciszy. Na szczęście teraz sobie trochę pogadałem, więc nie będzie tak źle w pracy. Byleby tylko nikogo nie zabić, i uznam ten dzień za nie najgorszy.
Ogarnąłem się przed pracą, nakarmiłem Psotkę i prosząc Banshee, by była grzeczna, ruszyłem do pracy. Trochę zarobić musiałem, ocieplenie tego domu na zimę trochę kosztować będzie, wyżywienie zwierzaków też, a nie chciałbym, by mój piękny, kochany mąż musial iść do pracy. On się do tego nie nadaje, zaraz go wykorzystają, się to na wiele różnych sposobów... Będę musiał jakoś zabezpieczenie dla nich zdobyć. Z tym akurat nie powinienem mieć problemów, jak nie uczciwą pracą, to kradzieżą. Mi to nie przeszkadza, za to przeszkadzało Mikleo i tylko i wyłącznie dlatego podjąłem się uczciwej pracy. Dużo dla niego poświęcam i sobie odmawiam, ale dalej to za mało. Nie stanę się na powrót aniołem. Robienie dobrych uczynków nie poprawi mojej sytuacji, tak samo jak grzeszenie nie pogorszy. Już jestem potępiony przez Boga, gorzej być nie może.
Praca strasznie mi się dłużyła, i irytowała, dlatego trochę dzisiaj nosów rozkwasiłem. Ogólnie dzisiaj ci ludzie jacyś tacy nie do końca posłuszni byli. Było ich więcej, byli strasznie pijani, strasznie się awanturowali... te rozwalone nosy były koniecznością.
Wróciłem do domu w paskudnym humorze. Od razu tylko musiałem ruszyć do łazienki, by umyć dłonie z krwi i przebrać się. Po tym poszedłem do sypialni, by zobaczyć, co z Mikim. Mój mąż spał wtulony w kocicę, która uciekła, kiedy tylko się zbliżyłem i to nie obudziło Mikleo. I to mnie właśnie zaniepokoiło. Zbliżyłem się do niego, położyłem dłoń na czole i ciepło bijące od jego skóry mnie trochę przeraziło.
– Miki? Hej, Miki – zacząłem go budzić, delikatnie nim szturchając. – Zbieraj się i idziesz nad jezioro – dodałem, kiedy jego oczy otworzyły się.
– Nie chcę – bąknął, naciągając na siebie kołdrę. To było jeszcze dziwniejsze, zachowywał się tak, jakby było mu zimno. A jemu przecież nigdy nie jest zimno. Oj nie, nie ma mowy, że ja go tu tak zostawię.
– Masz pięć minut. Jeżeli się nie ogarniesz, to zanoszę cię tam w tym, czym aktualnie jesteś, więc się zastanów – odpowiedziałem, opuszczając sypialnie, by dać mu trochę prywatności. Zresztą, nakarmię Psotkę, wymienię wodę zwierzakom, coś jeszcze może porobię, a później, czy mój mąż będzie gotowy czy nie, upewnię się, że dotrze on nad jezioro, w piżamie, w ubraniu, czy wpół ubrany. To mnie nie interesuje, interesuje mnie tylko, by się znalazł w wodzie.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz