Muszę przyznać, jego zachowanie mnie odrobinkę zaskoczyło. Jak to idzie się zabawić? Przed chwilą mi tu płakał, tłumaczył, że mam go nie zostawiać, że się zabije, że beze mnie to on rady nie da, a teraz się chce zabawić? O nie. Co to, to nie. Zresztą, nie ma mowy, że puszczę go w takim stanie, kiedy to ledwo jest w stanie rozpoznać, który człowiek jest niebezpieczeństwem, a który to zasługuje na jego uwagę. Jeden błąd, a tyle go mógł kosztować.. Dobrze, że za nim podążyłem i zareagowałem. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś mu się stało. Już teraz nie wybaczam sobie, że robię mu krzywdę trwając tu przy nim. Ale co innego mam zrobić? Jeżeli zniknę, on sobie krzywdę zrobi, a tego dla niego nie chcę. Chcę jego szczęścia i bezpieczeństwa. Tylko, jak mam zapewnić mu obie te rzeczy na raz? Przecież to niemożliwe jest.
– Już ci mówiłem, zostajesz tutaj, dopóki nie nauczysz się rozpoznawać poprawnie niebezpieczeństwa, czyli najwcześniej wyjdziesz stąd po pełni – rozkazałem, trochę mocniej zaciskając palce na jego nadgarstku pokazując mu tym samym, że wypuścić go nie zamierzam.
– Ale tak sam? Nie chcę być tu sam, chcę ciebie – burknął, tupiąc nóżką i zachowując się zupełnie jak małe dziecko. I co ja z nim mam? Muszę się nim zająć, bo przecież dzieciak sobie krzywdę zrobi.
– Więc chcesz mnie, czy chcesz się zabawić? – zapytałem, unosząc jedną brew, nie mając powodu, by trochę go nie podrażnić. Muszę go jakoś w końcu jakoś tu zatrzymać.
– A czemu by nie połączyć jedno z drugim? – zapytał zaczepnie, ładnie się do mnie uśmiechając. Niesamowite, że z jednej chwili nastrój mu się tak zmienia. I przerażające. Nie lubię, kiedy jest tak nieprzewidywalny.
– Więc najpierw grozisz mi tym, że nie będzie żadnego dotyku, a teraz go pragniesz. To bardzo niegrzeczne z twojej strony – odpowiedziałem, poprawiając kosmyk opadający na jego czoło.
– Wiem, wiem, to było głupie, już nigdy więcej tak nie uczynię – obiecał ładnie, na co się szeroko uśmiechnąłem. Oj, lepiej, żeby tak było, bo ja mu przypomnę, a ja takich spraw nie zapominam.
– No dobrze, będę więc o tym pamiętał. I następnym razem lepiej nie stosuj na mnie takich sztuczek, nie masz ze mną szans – odpowiedziałem, na co Mikleo ładnie pokiwał głową. Dobrze. Tego potrzebowałem. – Doskonale. Teraz może proponuję nam przejście się nad jezioro. Mam wrażenie, że wczoraj za bardzo ci to nie pomogło, dlatego tę zaległość trzeba nadrobić, nie może być tak, że mało czasu spędzasz nad wodą. To niedobrze dla twojego zdrowia.
– Ale pójdziesz tam ze mną? – zapytał swoim głosikiem pełnym nadziei.
– Oczywiście, że tak. W takim stanie nie mogę cię samego zostawić, nie masz kompletnie instynktu samozachowawczego. I znów się wplątasz w jakieś kłopoty. Muszę cię teraz pilnować. Tylko poczekaj chwilkę, muszę schować narzędzia, by w razie deszczu się nie popsuły – odezwałem się, splatając nasze palce. Nie mogę go puścić, bo zrobi coś głupiego, już się o tym przekonałem i drugi raz tego błędu nie popełnię.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz