sobota, 13 grudnia 2025

Od Eliana CD Serathiona

 Dalej głaskałem jego plecy, słuchając jego słów. Dziwne było słyszeć to, że ktoś się o ciebie martwi. Owszem, była Dona, jej córka, ale to, w jaki sposób on się o mnie martwi, było to coś zupełnie innego. Coś, czego do tej pory nie znałem. I nie do końca wiedziałem, jak powinienem zareagować. 
– Niepotrzebnie. Z gorszych kłopotów wychodziłem – uspokoiłem go, opierając policzek o jego czoło. 
Miło było znów poczuć ten znajomy zapach róży. Trochę za nim tęskniłem. Za całym nim, oczywiście. Szkoda, że to nie on mnie codziennie odwiedzał, ale też nie mogłem mieć o to do niego żalu. Pewnie jest głodny, a w szpitalu tej krwi jest... cóż, mnóstwo. Miałem go nakarmić po tej robocie. Tylko, nie wiem, czy moja krew jest teraz taka dobra. Chyba jeszcze nie do końca przefiltrowała truciznę, skoro dalej się tak okropnie czuję. Chyba, że bardzo jej potrzebuję, to jestem w stanie mu ją dać. Wolałbym jednak wpierw być w pełni sił, by moja krew dała mu jak najwięcej, nie tylko smaku, ale i wartości odżywczych. 
– Więcej nie pakuj się w taką sytuację. To nie było miłe uczucie – powiedział trochę bardziej dobitnie, twardo, chcąc, bym wiedział, że nie żartuje. 
– Może być ciężko, patrząc na moją profesję... Ale postaram się ograniczyć takie sytuacje – odpowiedziałem dyplomatycznie. Nie mogłem go zapewnić, czy obiecać, że nie będę nastawiał karku. To nie leży w mojej naturze. Mogę tylko bardziej uważać. 
– A nie możesz... nie wiem, zmienić jej? Zostać kimś innym? Nie chcę... nie mogę cię stracić – przyznał cicho, co w jego ustach zabrzmiało tak trochę dziwnie. Zupełnie niepodobne to było do niego. 
–Nie martw się. Nie dam się jakiejś głupiej truciźnie. Ani głupiemu człowiekowi – powiedziałem miękko, zostawiając na jego skroni lekki pocałunek. – Jestem zbyt uparty, by umrzeć. 
– To z pewnością – mruknął, ale zabrzmiało to żartobliwie, niemalże ciepło. 
Trwaliśmy przez chwilę w wodzie, dopóki nie stała się zimna. Pierwszy wstał Serathion, bez słowa przygotowując ręcznik dla mnie, dla siebie. Zadowolony opatuliłem się nim, dokładnie się wycierając i uważając jednocześnie na tę ranę. Trochę się o nią bałem. Patrząc na to, jak szybko moje ciało się potrafiło regenerować, już dawno powinna być w lepszym stanie. Ta trucizna była gorsza, niż początkowo myślałem. Według medyka potrzebowałem tylko odpoczynku, no i tego się zamierzam trzymać. Porządny sen, podczas którego będę tulić do siebie moją Różyczkę. 
Przechodząc do części sypialnianej, usłyszałem pukanie do drzwi, trochę mnie wytrąciło z równowagi. A patrząc na wyraz twarzy mojego wampirka, nie jest to ktoś, kogo chciałby tu widzieć. Lidia już musiała się dowiedzieć, że opuściłem szpital. 
– Nie martw się. Szybko ją spławię. W tej chwili chcę się po prostu położyć – obiecałem mu, całując go w czubek głowy. Dziwne, że jeszcze nie dała sobie ze mną spokoju. Przecież, nigdy nie pokazałem jej, że jestem nią zainteresowany... chyba. A może? Tylko ja tak tego nie odebrałem? Nawet jeśli, ostatnio dosyć dobitnie chyba jej pokazałem, że tylko Serathion mnie interesuje. 

<Różyczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz