Spragniony dotyku męża z trudem powstrzymywałem się od wydania z siebie jakiegoś dźwięku, które mogłoby dać mojemu mężowi jakiekolwiek zielone światło do dalszej zabawy, szczerze mówiąc, bardzo mi się to podobało, a mimo to wciąż starałem się trzymać męża na dystans. Niech troszeczkę poczeka, tak jak ja wczoraj czekałem, nim z łaską oddał mi koszulę, wybudzając ze snu naszego małego synka.
- Troszeczkę - Przyznałem, kładąc dłoń na stoliku nocnym, coraz trudniej powstrzymując się od jęków. Mój boże jak ciężko jest mi się powstrzymać, opierając przed jego cudownym dotykiem i zapachem.
- Nadal jesteś na mnie obrażony? - Wyszeptał mi do ucha, wsuwając dłonie w spodnie, drażniąc moje najintymniejsze części ciała.
- Sorey nie - Jęknąłem, zaciskając dłoń na szafce, druga próbując powstrzymać jego dotyk.
- Nie chcesz? - Po tym pytaniu dłużej powstrzymywać się nie mogłem, zachłanny i spragniony męża odwróciłem się w jego stronę, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, który doprowadził nas do gorących chwil zapomnienia, nie panując nad sobą, kochaliśmy się jak dzikie zwierzęta niemogące nacieszyć się chwilami sam na sam bez dzieci mogących nam w czymś przeszkodzić.
- Kocham cię - Wyszeptałem, leżąc na klatce piersiowej męża, starając się unormować oddech po doznaniach.
- I już nie jesteś nie mnie zły? - Poprawiając moje rozpuszczone włosy, uśmiechnął się ciepło do mnie, wpatrując się w moją twarz.
- Nie, wyjątkowo dziś ci przebaczę - Wyznałem, zgodnie z prawdą, całując delikatnie usta najukochańszego człowieka na świecie.
- Jakiś ty łaskawy - Przytulił mnie, głaszcząc po ramieniu.
I oto przyjemny dzień, który mogliśmy spędzić tylko we dwoje, nadrabiając zaległości, tyle ile było to tylko możliwe. Oby tylko było w naszym życiu, więcej takich chwil nim dzieci dorosną, a my nie będziemy mieli już siły ani ochoty na uprawnienie miłości. Mówiąc my, mam na myśli męża, w pewnym wieku nie będzie miał już on siły ani ochoty dla tego teraz chciałbym z nim korzystać, tyle ile jest to tylko możliwe.
Nad ranem, gdy słońce leniwie wspięło się na niebo, rozświetlając nasze twarze, otworzyłem powoli oczy, przecierając leniwie twarz. Wciąż byłem zmęczony I najchętniej poszedłbym spać, po tak wyczerpującym dniu a z drugiej strony miałem jeszcze chrapkę na męża wciąż mi było mało i wciąż chciałem więcej, jednocześnie pamiętając, że to człowiek, który nie ma tyle sił i może nawet chęci co ja, nie szkodzi i z tym sobie poradzę.
- Dzień dobry owieczko - Przywitał się zadowolony, opuszkami palców drażniąc moje ramie.
- Dzień dobry pasterzu - Przywitałem się z nim, łącząc nasze usta w długim pocałunku.
- Lepiej się już czujesz? - Na to pytanie pokiwałem twierdząco głową, wczorajszy dzień był najlepszym dniem od przeszło roku, jak miałbym się dobrze nie czuć. - I rozumiem, że obrażony też nie jesteś?
- Nie, nie jestem obrażony, po wczorajszych doznaniach mogę ci wszystko wybaczyć - Mówiłem, zgodnie z prawdą podnosząc się do siadu, powoli wstając z łóżka, na którym było mi bardzo wygodnie - Chcesz coś zjeść? - Zakładając koszulę na swoje nagie ciało, poprawiłem długie rozpuszczone włosy, których nie chciało mi się jeszcze związywać.
- A czy w menu jest moja śliczna owieczka? - To pytanie wywołało na moich ustach szczery uśmiech, jak niewiele było mi trzeba, aby znów chodził z uśmiechem na ustach.
- Może najpierw coś zjemy? Jesteś głodny? Może spragniony? Zrobić ci kawę lub coś do jedzenia? - Zaproponowałem, do niczego oczywiście go nie zmuszając, po wczorajszym może być głodny, a więc warto zapytać, czy nie chciałby czegoś zjeść.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz