Lekko zawstydzony malinkami poprawiłem rozpuszczone włosy, zakrywając tym samym ślady pozostawione przez męża, zerkając na kobietę, która uśmiechała się troszeczkę inaczej niż zwykle a dlaczego? Sam nie wiem to nasza wina? Może kto to zresztą wie.
- To dobry pomysł zostań z nami, zrobimy śniadanie i ciepłą herbatę dla każdego - Tym razem zabrałem głos, podchodząc do kobiety, która trzymała naszego słodkiego synka.
- Dzień dobry maleństwo, jak się czujesz? Dobrze bawiłeś się z ciocią i siostrą? - Zwróciłem się do synka, biorąc mojego cudownego synka na ręce, całując go w policzek.
Maluch w odpowiedzi zaśmiał się, mówiąc coś po swojemu, słodki chłopiec szkoda tylko, że na razie nie rozumiem, co do mnie mówi.
- Ach tak? Tak dobrze bawiłeś się z ciocią? Mój dzielny chłopiec - Zachwycony maluchem mocno przytuliłem go do siebie, idąc do kuchni z resztą rodziny.
- Był bardzo grzeczny tak jak Misaki, kochane macie te dzieci - Po słowach wypowiedzianych przez kobietę nasza córeczka uśmiechnęła się nieśmiało, przytulając do taty, gdy nasz syn wesoło podskakując w moich rękach, gaworzył po swojemu, zwracając się do nas w nadziei, że go rozumiemy.
- Oczywiście Merlinku - Lailah która tak jak i ja świetnie udawała, że rozumie chłopca rozmawiała z nim, tak jak i ja.
- Coś cię trapi mężu? - Spytałem, stawiając kanapki przed nim i córką.
- Wy naprawdę go rozumiecie? - Jego pytanie było na tyle ciche, abym tylko ja mógł je usłyszeć.
- Oczywiście, że nie głuptasie, udajemy przed nim, aby go uszczęśliwić - Wyznałem, równie cicho co on, aby nikt nas nie usłyszał.
- To jest całkiem logiczne jak na was - Kiwnął głową, skupiając się na jedzeniu i małej, która jadła i dużo mówiła, a jak dobrze wiadomo, gdy się je, to się nie gada, bo się w brzuszku źle układa.
- Misaki nie mówimy przy jedzeniu, proszę cię - Na szczęście moje słowa wystarczyłyby córką zamilkła, skupiając się na jedzeniu.
Lailah spędziła z nami jeszcze godzinkę, nim wróciła do zamku, pozostawiając naszą rodzinie samą.
Każdy z domowników zajął się sobą. Merlin spał, Misaki rysowała wraz z tatusiem, a ja jak zawsze gotowałem.
- Mamo, dasz mi coś słodkiego? - Mała przyszła do mnie, przytulając się do mojej nogi.
- Nie - Która odpowiedź wystarczyła, aby mała posmutniała.
- Dlaczego? Tata pozwolił - Niezadowolona, spojrzała na mnie, pusząc słodko policzki, o nie to mnie napewno nie przekona.
- Ponieważ dziecko moje drogie zaraz będzie obiad, a przed obiadem nie jada się słodyczy - Wyjaśniłem, nie zgadzając się na nic słodkiego przed obiadem.
- Tato, mama nie chce dać mi nic słodkiego - Zawołała, skarżąc się na mnie, no to na pewno ma po tacie, ja tam się nigdy nie skarżę, a przynajmniej tak mi się wydaje.
- Dla czego? Miki nie bądź taki - Sorey który od razu musiała przyjść, ratować swoje dziecko, wszedł do kuchni, patrząc na mnie bardzo uważnie.
- Zaraz będzie obiad, nie ma słodyczy przed obiadem - Tym razem mówiłem bardziej dosadnie, patrząc w oczy męża.
- Daj spokój to tylko mały batonik - Zapewnił, podchodząc do szafki, w której trzymaliśmy słodycze.
- Sorey ostrzegam cię, jeśli teraz jej dasz coś słodkiego, a ona nie zje obiadu, bardzo tego pożałujesz - Syknąłem w jego stronę, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie.
<Pasterzyku C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz